sobota, 12 grudnia 2009

Jest sobota, jest robota

Jak już się zdążyłem tu przyzwyczaić, jak co dzień nie wiem jakie będzie moje zadanie, nie wiem co będę robić i gdzie. Wiem tylko dzień wcześniej o której godzienie mam się pojawić na wyznaczonym miejscu spotkań, reszta to już los...

W dniu dzisiejszym byłem w fabryce mebli. Duże maszyny cieły, duże kawałki płyt na mniejsze o wcześniej wprowadzonyh do komputera rozmiarach i kształtach. Potem w tym różne otwory na wkręty i srubki.
Naszym zadaniem, a raczej wszystkich oprócz mnie było składanie tyh części do jednej większej całości. Ja natomiast zajmowałem poniższe stanowisko:




Myśle sobie, ze mój szwagier (którego gorąco pozdrawiam razem z siostra i Zuzia, która nie może się zdecydować na wyjście z brzuszka :) ) byłby w swoim żywiole gdyby tutaj był. Mianowicie dzisiaj zajmowałem się cieciem na wyżej widocznej pile plastikowych elementów do drzwiczek do szafek, a pózniej laczylem 3 przeciete w zdłuż elementy w jeden szerszy. Na zdjęciu z tylu na Palecie leżą już gotowe. I tak jak tu już bywa takich elementów nie liczy się na sztuki tylko setki, a mianowicie mam do zrobienia 11set (1100) takich większych elementów. Dziś zrobiłem około 270, wiec jeszcze trochę zostało...
Jutro nareszcie wiem gdzie będę pracować, a mianowicie własnie w tej fabryze... Tylko nie wiem czy będę robić to samo, czy przypadkiem nie będę zajmować się skrecaniem szafek, ponieważ one musza być zrobione do jutra a to co ja dziś robiłem może jeszcze miesiąc poczekać.
Po powrocie standardowo kilkanaście prób aby się połączyć z internetem, który ciagle się urywa; prysznic i zakupy  aby czymś zapełnić żołądek.
Dostałem od Malinki informacje o zachowaniu współlokatorów. Po prostu przekraczają wszelkie granice kultury, a raczej antykultury osobistej. Na początku mieliśmy o nich naprawdę sympatyczne zdanie, zazwyczaj bardzo miło się z nimi rozmawiało. Można było wyczuć od dłuższego czasu jak coraz bardziej budują miedzy nami jakaś barierę. Staralismy się jak najlepiej, przynieslismy pizzę, czasami za nich sprzatalismy. Jednak z ich strony nie było żadnych sygnałów, czy tez próby "zaprzyjaznienia" w celu chociażby milszej atmosfery. Niestety wszystko szło w druga stronę, na każdym kroku krytyka do tego co robimy, bądź nie robimy... Wydaje mi się ze momentem zwrotnym, atraktorem, był ten wysoki rachunek za internet. Rozumiem, na ich miejscu tez bym nie chciał płacić tego rachunku, ale pzeciez bierze się odpowiedzialnosc za swoje czyny, albo i przyjemności w postaci oglądania meczów i wiadomości on-line. To jest niestety tylko początek, ponieważ w domu jak są, a są na okrągło, wytwazaja takie negatywne fluidy, toksyczna atmosferę... Szkoda tylko ze Malinka musi z nimi teraz się uzerac... Wygonili nawet wlascicielke z jej własnego mieszkania po bardzo ciężkim powrocie!!! Wcale się nie dziwie, ze Malinka chce i przyjedzie jutro do mnie! Strasznie się cieszę ze się zobaczymy. A z tymi lokatorami na szczęście tylko do środy i będzie już spokój!

Brak komentarzy: