sobota, 26 września 2009

skomplikowana procedura odbioru dyplomu

Rozpocznę od tego, że wczoraj słuchałem melodyjki, dzisiaj przed wyjściem postanowiłem, że może lepiej bym się zorientował czy warto jechać i... zadzwoniłem. To był błąd, ponieważ tylko straciłem cenne chwile, które potem były mi bardzo potrzebne.
Potrzebne do zdobycia numerka, aby stanąć w kolejce do dziekanatu! Podejrzewam, że przez te chwile mógłbym jeszcze dostać numerek i spokojnie sobie poczekać godzinę, aby jak tylko przyjdzie moja kolej powiedzieli mi, że mój dyplom jest jeszcze u tłumacza i ewentualnie postawili pieczątki rektora. Niestety będąc o godzinie 13:01 nie dostałem numerka, aby porozmawiać z Panią w dziekanacie przez 3minuty. W nawiasie mówiąc dziekanat jest czynny do 14, a na karteczce, na której powinien być numerek było napisane nawet, że do 15! Jednak jak to ja nie poddałem się tak łatwo i poszedłem do dziekanatu dla wykładowców i wytłumaczyłem im całą moją sytuację… Okazało się, że nic nie mogą tam zrobić (kwestia postawienia pieczątek oraz sprawdzenia czy już jest dyplom z podpisem) i powiedzieli mi, że mogę poczekać, ale nie mają pewności czy zdążę!!! Była to godzina 5 po 13!!! Ewentualne nowe numerki mogą być wydawane, jeśli na godzinę będzie numerek mniejszy o dwadzieścia, niż maksymalny obecnie… Ja tego też niezrozumiałem!?! Jaki jest maksymalny obecnie? Czy mam stać przy maszynie do wydawania szczęśliwych numerków i mam przyciskać jak tylko się kolejny numerek wyświetli? Nie wiem, ale mniejsza o to, w tym pokoju (dziekanatu dla wykładowców) znalazł się przemiły pan, który dal mi numerek 100. Powiedział, że on już go nie potrzebuje i jeśli będę miał cierpliwość to mogę sobie poczekać. Uff, czyli wiem, że już się czegoś dowiem. I tak minęła niecała godzina i na 3 minuty przed 14:00 Pani w okienku miała dla mnie ten cenny czas, który wykorzystałem jak tylko potrafiłem. Dostałem do dyplomów pieczątki Pana dr hab. Jedno z głowy teraz dyplom z suplementem w języku angielskim, o który mi tak naprawdę najbardziej chodziło. Okazało się, ze mój dyplom jest i czeka na podpis Pana, którego wcześniej niemiałem pieczątki (ciekawe czy teraz ja postawią panie w dziekanacie). Chcąc dowiedzieć się jak najwięcej wypytałem się o dyplom dla Malinki. Niestety nie wrócił od tłumacza. Pozwólcie, że to zostawię już bez komentarza, jak to się dzieje, że oboje się broniliśmy przy tej samej komisji, z tym samym promotorem, o tej samej godzinie po tym samym kierunku, a mój dyplom ma inne nazwisko kierownika podstawowej jednostki organizacyjnej, bez jego pieczątki jest winnym trybie tłumaczone. Ciekawe są te procedury. Szukając możliwości odbioru angielskiej wersji dokumentu poświadczającego o mojej edukacji zapytałem się czy nie można poprosić szanownego pana dr hab. aby może mój dyplom podpisał, na co uzyskałem odpowiedz, że jest Pan dr hab. na urlopie, a przez ostatni tydzień jak dyplomy leżą u niego to ich nie podpisał, więc trzeba czekać. OK. Zobaczymy, co da się zrobić pomyślałem sobie i podziękowawszy odszedłem upewnić się w punkcie info. Czy rzeczywiście dr hab. jest chory. Na moje szczęście tego nie wiedzieli i skierowali mnie do pokoju, w którym on urzęduje. Tam w bardzo miły sposób dowiedziałem się od jego asystentki – sekretarki, że nie jest chory i że w tak miły sposób poprosiłem i wytłumaczyłem, dlaczego mi zależy na czasie podpis znajdzie się w trybie natychmiastowym. Pani odszukała mój dyplom, który notabene leżał na samym wierzchu zapukała do drzwi obok i… nikt nie odpowiadał. Jeszcze raz i nic. Okazało się, że niestety nie ma go w swoim gabinecie, ale jak tylko przyjdzie podpisze mi ten dyplom w języku angielskim. Później będę musiał tylko odebrać go w dziekanacie (jupi znowu stanie w kolejce w poniedziałek).Przynajmniej mam już pewność, że będzie gotowy do odebrania. Jak widać po powyższym opisie odbiór dyplomu nie jest wcale takim prostym zadaniem jakby to mogło się wydawać, tylko jest to prawdziwa szkoła, czy nawet uczelnia życia. Jak już się ją skończyło nie chce się do niej wracać. Mi została „jeszcze” tylko jedna wizyta w poniedziałek i bardzo się z tego cieszę.

Po w miarę załatwionej sprawie szybka podróż do Malinki i opowiedzenie, co i jak, zabranie jakiś ubrać i początek pakowania. Wygląda to następująco: wywaliłem wszystkie swoje ubrania i teraz dziele na kategorie i podkategorie:
Zostaje w PL --> Zostaje w domu oraz Wywożę do dziadka --> Zostaje zabunkrowane w szafie oraz wyrzucam
Zabieram do AU Biorę pod uwagę do zabrania do AU
W dniu dzisiejszym udało się posegregować koszule, ale… (właśnie to straszne, ale mogłoby go nie być) bez podziału, co wyrzucam. Oraz koszule białe oraz czarne nie zostały wzięte pod uwagę. Tak przy okazji skoro na tą stronę można wejść poprzez stronę www.duzepodroze.pl to postanowiłem umieścić mapkę z informacją, dokąd mnie już zawiało i gdzie chciałbym, aby mnie wiatry przygnały. ta podpowiada mi, że zobaczyłem już 5% z całego świata w tym 15 państw i 47 miast. Zapraszam do oglądania poniżej. Jutro szykuje się dzień pakowacza. W sumie to czas najwyższy.., więc teraz jaszcze może uda mi się coś posegregować, więc kończę i tak już bardzo długi wpis… Życzę miłego oglądania i własnego zaznaczania.

Brak komentarzy: