wtorek, 29 września 2009

Sukcesy pomimo porażek



Dzień można, a nawet trzeba zaliczyć do dni udanych, a dlaczego? Już zaczynam opisywać od samego początku :)

Pobudka w miarę wczesna, jak na mnie oczywiście... Szybkie śniadanie i pędzienie na uczelnie, tak jakbyśmy pędzili na wykład na pierwszym roku. Umówiliśmy się bez zobowiązania z promotorem. Mielimy odebrać w końcu nasze dyplomy z suplementami w wspaniałym światowym języku angielskim. Jak przystało na studentów wzięliśmy numerek i ... 35 osób przed nami. No ładnie teraz czekanie do 12:30 minimum w tej samej sprawie co w piątek 2 dni temu. Nie minęło 5 sekund i zostaliśmy zauważeni przez prof. promotora i poszliśmy za nim w pierwszej kolejności do okienka. Zostaliśmy przedstawieni Pani, która już usłyszała całą historie od profesora. Następnie odwiedziliśmy już znany mi pokój asystentki rektora, która to już też od profesora dowiedziała się wszystkiego. Nawet prof. jak weszliśmy powiedział i przeprosił za swoją piękną rozbudowaną mowę :) Pani asystentka już mnie znała i na szczęście mój dyplom był już w dziekanacie gotowy do odbioru. Gorzej z Malinki suplementem bo co się dowiedzieliśmy to nie został nawet sporządzony!!! No nic odebrać w tym pokoju nie mogliśmy, musieliśmy zaczekać na swoją kolej, czyli pewnie do 12:30. Ale warto, aby już tą sprawę załatwić.
Na naszą korzyść grał wbrew pozorom czas. Najprawdopodobniej duża ilość świeżych studentów pobrała numerki, a wybiła godzina, kiedy pierwsze zajęcia się rozpoczęły i numerki zaczęły szybko schodzić, tak że już parę minut po 10 staliśmy przy okienku i załatwialiśmy nasze dyplomy. Z moim jak już pisałem nie było problemów chociaż nie wiem czy osoby znają takie słowo w języku angielskim jak magister. Otóż okazuje się, że jak jest pole "the degree awarded:" to jest wpisana polska nazwa "magister". Podobno tak powiedział minister edukacji i tak musi zostać! OK nie będe się kłócić...
Wracając do dyplomu Malinki okazało się prawdą to że nie został nawet przygotowany do tłumaczenia! A za każdym razem ta sama stara śpiewka: "jest u tłumacza, nie wrócił jeszcze od tłumacza". Nie wrócił, bo nie został tam wysłany! I po co tak mówić. Rozumiem, że to dziekanat, ale gdyby to szybko załatwili to już byśmy nie przychodzili i nie zawracali im głowy, a tak to jeszcze raz będzie trzeba stać w kolejce. No ale taka mają politykę i chyba już tego nie zmienimy... Miejmy nadzieję, że tak jak obiecali jutro wyślą wiadomość na kiedy będzie gotowy przetłumaczony suplement. Mają go zeskanować i wysłać mailem! Oby im to się udało, bo do mnie nie zadzwonili tak jak obiecali, że suplement jest już podpisany. Już mielimy odejść po wyżej opisanym załatwieniu sprawy, a tu okazuje się, że dyplom (niestety tylko dyplom) w języku angielskim się znalazł i mogą nam go dać! świetnie, chociaż taki sukces pomimo porażki :)

Dalej pojechaliśmy sprawdzić koszt wymiany baterii w laptopie, ponieważ moja wytrzymuje max 15 minut. Niestety okazało się to drogą i niepewną inwestycją (30 PLN za jedną przegrodę baterii) ponieważ kole miał tylko nowe roczne. Zrezygnowaliśmy i pojechaliśmy do cioci, z którą spędziliśmy jak zwykle bardzo miło czas rozśmieszani jej opowieściami :)

Jednak to co miłe musi się skończyć i trzeba było zacząć, albo i skończyć się pakować! Dziś bagaż główny z ubraniami cięższymi kosmetykami, ładowarkami, golarkami, kurtką przeciwdeszczową, śpiworem, butami, buty wyjściowe, klapki, bateriami, rzeczami do pływania (w jakich strojach tam pływają nie wiem) no i wreszcie lekami. Po wstępnym szybkim spakowaniu bez większego zastanowienia się waga okazała się łaskawa i nie przekroczyła 20 kg!!!:

Nowina świetna, więc można było jeszcze dopakować takie sprzęty jak jakiś obiektyw do aparatu i flash, większy ręcznik, żel pod prysznic, zapalniczka. Teraz już więcej rzeczy nie pamiętam, ale ze wszystkich bardzo się cieszę! Jutro jeszcze tylko pozostałe rzeczy do bagażu podręcznego i będzie super. Niestety to by było za piękne! Już po ostatnim zapięciu walizki okazało się, że jest zepsuta! Suwak od spodu nie trzyma i cała walizka się otwiera! Jak dobrze, że teraz to odkryliśmy! Ale do czego się spakować?!?
Na szczęście znalazła się walizka. Nie wierzyłem, że zmieści się do niej to wszystko co do tej, ponieważ wizualnie wydawała się mniejsza. Ku mojemu zdziwieniu podołała temu zadaniu i już teraz mogę powiedzieć, że bagaż główny mam spakowany i waży 20,6 kg! Bagaż Malinki 22,4, ale jej walizka sama waży z 5 kg. Cóż za ulga! Pytanie czy pozwolą mieć taki lekki nadbagaż. W końcu i tak dokonaliśmy tego niesamowitego wyczynu i spakowaliśmy się w 20 kg na rok! SUPER!
Już jutro wylot, więc idę spać. Jeszcze jutro o godz. 9 do mojego pokoju ma się wprowadzić nowa lokatorka. świetna wymiana!


Brak komentarzy: