sobota, 8 maja 2010

Fajerwerki bez okazji

Z rana jak to z rana w dniu wolnym od pracy, szwendanie się i wymyślanie śniadania, tak że parę minut przed 12 udało się wyjść na zwiedzanie miasta. W dzisiejszym programie znalazły się dzielnice Paddington oraz z różnych względów słynny Kings Kross. Pierwsza z nich to jedna z pierwszych dzielnic powstałych w okolicach Sydney, pełno domków z epoki wiktoriańskiej, pięknie ozdabianych balustradek i wszelkiego rodzaju wykończeń. 


Znaki ułatwiające poruszanie się w terenie, ale żeby od razu odwoływać się do sydney.pl? 

Roślinny dom

Interesująca architektura

Detal z aborygeńskiego graffitti

Schody pokonane, ale i my też. Zasłużona chwila odpoczynku z czytaniem przewodnika

Elizabeth Bay House znaleźliśmy i doszliśmy, czas wejść do środka.


W tej dzielnicy powstał jednorodzinny dom Elizabeth Bay House, który miał bardzo nowatorki projekt, a w samym jego centrum zostały zaprojektowane schody o kształcie elipsy. 

Początek nowatorskich jak na tamte czasy schodów.

A tak to wygląda od dołu

Sufit też robił niesamowite wrażenie

W salonie wszystko pięknie ułożone jakbyśmy byli w maszynie czasu.

Po około 1,5-2 godzinnej wizycie w maszynie czasu zwanej Elizabeth Bay House wliczając 20 minutowy film o jego historii wyruszyliśmy na poszukiwanie miejsca, gdzie będzie można nawiązać połączenie ze światem. Po drodze napotkaliśmy uroczy parczek. Do kawiarni z dostępem do internetu dotarliśmy na 15 minut przed jej zamknięciem, więc szybko sprawdziliśmy pocztę i udaliśmy się w stronę fontanny El Alamain. 



Znaki ułatwiające dojście do... największych miejsc na świcie

Tylko którą drogę wybrać?

Aby tylko utrzymać równowagę po prawie całym dniu chodzenia

Detal fontanny El Alamain.

Teraz był najlepszy moment na podjedzenie czegoś. Kings Kross jest pełne różnych barów, dyskotek, kafejek, ale z restauracjami (gdzie jest bardziej przystępna cena dla studentów) trochę gorzej. Udało nam się jednak trafić na smaczną pizzę w happy hour! Akurat w środy o tej godzinie mieli specjalną ofertę, że zapłaciliśmy 50% taniej.

Nie da się oprzeć, trzeba jeść! Jeszcze zdjęcie i smacznego.

Słynna reklama w Kings Kros. 

Po napełnieniu brzuchów włoskim przysmakiem udaliśmy się powolnym spacerem w stronę centrum. Po drodze mijaliśmy wystawy sklepowe, a raczej samochodowe. Pomiędzy dzielnicą Kings Kross a centrum znajdują się chyba wszystkie firmy zajmujące się wypożyczaniem samochodów łącznie z campervanami. Jeden szczególnie przyciągnął naszą uwagę. 

Choppa od tyłu. Obok tych samochodów nie da się przejść obojętnie. 

W Darling Harbour, gdzie poszliśmy tylko na lody okazało się, że dziś mają być fajerwerki z okazji... i tu pozostaje jeden duży znak zapytania. Jutro w Australii jest dzień matki, ale to w takim razie powinny być jutro... Dla nas ważniejsze było to, że można było się napatrzeć :) 


Darling Harbor by night.

Lody! Oczywiście nie mogło zabraknąć czekoladowych!

Około comiesięczne pokazy fajerwerków. Tym razem z okazji braku okazji!

A może to "światełko do nieba"? 

Brak komentarzy: