piątek, 7 maja 2010

Ukulturalnienie robola

No i skończyło się leżakowanie i przyjemna praca pod domem. Dziś musiałem dojechać do miejscowości koło Liverpoolu. Dojazd zajmuje tam 2 godziny w jedną stronę, w tym dwie przesiadki. Musiałem więc wstać o godzinę wcześniej, aby dojechać do pracy, która zaczyna się o godzinę później! Do tego kłopoty z dojściem. W tej dzielnicy wszystko się buduje! W które miejsce mam dojść?
Na szczęście jakoś się odnalazłem w terenie, a praca okazała się lekka i przyjemna. Polegała na zbieraniu większych kamyków ze świeżo co posadzonych kwiatków. Po przerwie śniadaniowej moim zadaniem było podlewanie tychże kwiatków, natomiast po lunchu dokończenie podlewania i wyczyszczenie chodników z zanieczyszczeń w postaci ziemi i innych widocznych brudów, które się uzbierały podczas pracy. Nawet za bardzo nie było się czym zmęczyć. 

Okolica placu zabaw, tam właśnie zbierałem kamyczki

Trochę inna perspektywa

Dokładnie te roślinki trzeba było uratować przed większymi kamykami

Ścieżka, po lewej uratowane roślinki, po prawej plac zabaw

Kamień z serca i roślinkom lepiej rosnąć

Prawa strona ścieżki

I dalszy ciąg zdjęcia powyżej. Miejsce na przyszłe BBQ

A to wszystko powstało na takim pustkowiu

Nowo powstające osiedle z domkami jednorodzinnymi

A tak to widziałem z samego rana o wschodzie słońca! 

Po pracy uciekły mi dwa autobusy, a następny był na innym przystanku. Jako że byłem tam po raz pierwszy i nie znałem do końca okolicy, nie wiedziałem dokąd iść. W tym czasie dostałem SMSem informację, że tu też mam pracować w najbliższy poniedziałek. Nie mając wyjścia zgodziłem się, jeszcze nie wiedząc jak długa jest droga powrotna. Na przystanku na którym było więcej autobusów czekałem około 20 minut. 15 minut jazdy i znalazłem się na dworcu, skąd pociąg do Sydney odjechał minutę temu a następny będzie za 15 minut. I tak przeczekałem ten czas, później prawie dwie godziny w pociągu, przesiadka i po kolejnych 20 minutach znalazłem się w Chatswood. Tak naprawdę dziś licząc czas dojazdu pracowałem ponad 12 godzin i w poniedziałek czeka mnie to samo, tylko z tą różnicą, że zaraz po pracy idę do szkoły! No ale nie narzekam, tylko się cieszę że w końcu mam jakąś pracę! To też obrazuje, jak obszerne są przedmieścia Sydney...

Po prysznicu w domu czas ukulturalnienie się w Operze! Już dawno temu mieliśmy zakupione bilety na specjalny spektakl pt. Królik Bugs w Symfonii. 

Plakat opery na którą poszliśmy. Brzmi groźnie!

Bardzo interesujący pomysł połączenia kreskówki i filharmonii na żywo! Na dużym ekranie były wyświetlane krótkie filmiki animowane, do których grała orkiestra na żywo! Niektóre można było sobie przypomnieć z dzieciństwa :)

Słynna sala koncertowa w Sydney Opera House!

Chwila dla fotografa podczas przerwy

A po zakończeniu sesja przy Operze!

Choć minęło już 8 miesięcy, to cały czas nie wierzymy, że tu jesteśmy!

5 komentarzy:

Urszula pisze...

Hej, a jak praca w Chatswood? Widziałam ostatnio, że chodnika jak nie było tak nie ma, ale ludzie pracują, albo symulują ;) Chodzisz tam jeszcze?

Urszula pisze...

Jeszcze jedno pytanie, czy bilety do Opery kupowaliście przez Internet, czy przy kasie? I jak mniej więcej wygląda to cenowo, o ile nie jest to tajemnicą :) Pozdrawiam

Urszula pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...

Hej, obecnie znalazłem prace w innym miejscu, ale o tym postaram się już niedługo napisać. Trochę zaległości mi się już uzbierało... Możesz podać do siebie maila, albo napisać na duzepodroze@gmail.com? Wtedy będzie łatwiejsza komunikacja :) Dzięki i również pozdrawiam!

Unknown pisze...

A i bilety kupiliśmy w Sydney Symphony Box Office, Level 9, 35 Pitt Street za $35, tyle tylko, że miejsca były w ostatnim rzędzie :) W tej kasie mają podobno około 50% biletów.