sobota, 15 maja 2010

Hot-dog boy!

Misja odsypianie tygodnia powiodła się! O godzinie 14 trzeba było wyjść do kolejnej pracy, tym razem na zupełnie innej imprezie. Po drodze poszliśmy jeszcze na lody do centrum handlowego w którym natrafiliśmy na taniec promocyjny nowego produktu kosmetycznego. 

Krok w jedną stronę i w drugą...

Trochę w bok i publika się zbiera...

Głównym hasłem na stadionie Acer Arena na której pracowałem było "You ride it – you jump it!" czyli skoki na motorach, rowerach, hulajnogach. Krótko: na wszystkim na czym da się jeździć po prostu skakali. Przed rozpoczęciem zmiany pracownice agencji sprawdziły czy mamy wszystkie "potrzebne" rzeczy zaczynając od przyczepki z imieniem poprzez kartkę i długopis, otwieracz do butelek a kończąc na czarnych skarpetkach. Moja praca polegała na wkładaniu parówki do bułki, a później to do papierowej torebki. W sumie zrobiłem chyba około 1000 hod-dogów. Oprócz tego pomagałem przyrządzać hurtowe ilości frytek, a na koniec wszystko czyścić. Podczas przerwy ciekawość mnie zjadała aby zobaczyć jak wyglądają te wszystkie ciekawe akrobacje.

Te rozmazane linie lekko po lewej stronie to lecący motocyklista...

Temu akurat coś nie wyszło i się wywrócił.

Podczas chwili gdy oglądałem pokaz, jakaś stara szatniara zaczęła mnie zrównywać z ziemią co ja robię, dlaczego oglądam pokaz, że to jest niedozwolone. Wszystkie osoby które pracują podczas przerwy mają siedzieć w pomieszczeniu przeznaczonym dla pracowników. Pokój w jakichś podziemiach, bez okien, ściany betonowe, zero przyjemności. Zapytała się dla kogo pracuję i spisała moje imię i nazwisko. Nie miałem wyjścia i podałem, ale strasznie się po tym wydarzeniu zdenerwowałem. Jak jedna osoba potrafi zepsuć motywację i przyjemność pracy, nawet takiej głupiej jaką wykonywałem. Do tego powiedziała, że zgłosi to do agencji. Przeprosiny i skrucha nie przynosiły jakichkolwiek pozytywnych rezultatów. Nawet chciała mnie po prostu wyrzucić!

Stanowisko sprzedawania "przysmaków", które przygotowywałem. 

Ceny jak na to co sprzedawałem były dużo za duże! A jakość produktów szkoda gadać! W tle kuchnia gdzie pracowałem


Po pracy sprawnie z Malinką wróciliśmy do domu i poszliśmy spać, ja niestety byłem cały czas zdenerwowany na tą szatniarę, bo jeśli powie cokolwiek agencji to już będzie ciężko u nich z pracą. Najgorsze jest to, że nikt nie wspominał, że nie można oglądać podczas przerwy nawet minuty tego ciekawego wydarzenia! Zresztą inni bez problemu wchodzili na widownię, ja po prostu miałem pecha, że trafiłem na tą babę :(

Brak komentarzy: