piątek, 5 lutego 2010

Dwie wegetariańskie, Pan Ferdynand Lipski...

Z samego rana pojechałem trochę się znowu zmęczyć w ogrodzie. 

Jeden z nielicznych ładnych kwiatków w ogrodzie w którym pracuję.

Kolejna dostawa do posadzenia

Przed 12 strasznie się rozpadało... 

Z tego co zdążyłem zauważyć Garfield odliczył mi 15 minut pracy w tym czasie co padał deszcz, a później czekałem 30 minut aż wypisze mi czek, a w tym czasie jeszcze na deszczu kazał mi przestawiać kwiatki aby mogły napić się wody deszczowej, bo nie będzie mu się chciało ich podlewać... Te 30 minut oczywiście też odliczył mi od wypłaty!
Wróciłem do domu, zdążyłem się trochę ogarnąć i pojechałem do Crows Nest, gdzie malinka właśnie siedziała na kawce z Polakiem, którego poznała w Canberze. Bardzo sympatyczny chłopak, szkoda, że nie miałem więcej czasu aby z nim pogadać, musiałem już iść do pracy jako rozwoziciel pizzy.

 
Wejście do pizzerii gdzie pracowałem jako donosiciel (pizzy oczywiście)

Pierwsze 4 zamówienia poszły gładko, a mianowicie blisko, można było się przejść na piechotkę, a 3 z nich były na dokładnie tej samej ulicy. Kolejne zamówienie było już nie dosyć, że większe to jeszcze dużo dalej, a mianowicie jakieś 5 km. Sposób dowiezienia: samochód właściciela pizzy. Ruch: lewostronny. Kierownica: po prawej stronie. Skrzynia biegów: po lewej stronie. Kierunkowskaz: po prawej stronie. Wycieraczki: po lewej. Prawie wszystko na odwrót! Przejechałem chyba z 7 km, trochę pomyliłem drogi, ale w końcu i udało mi się odnaleźć odpowiedni budynek i mieszkanie, już parkuję, a tu zaczyna mi dzwonić telefon. To mój szef, pyta się gdzie jestem, bo właśnie dzwonili klienci i się niepokoją o swoją pizze. Minutę później dzwonię do drzwi tych klientów, a ci do mnie z tekstem, że jestem 20 minut za późno i że właśnie dzwonili do mojego szefa, że mogę już nie przyjeżdżać i że mogę teraz tą pizzę dać swojemu szefowi... OK co miałem zrobić, wróciłem i tyle. Po drodze jeszcze zaczął padać deszcz... Na szczęście dużej sprawy z tej za późno dostarczonej pizzy nie było. 
Później dostałem jeszcze dodatkowe zadanie, a mianowicie odbieranie i przyjmowanie zamówień przez telefon! Najgorszy z tego wszystkiego był hałas z ulicy, przez który prawie nic nie słyszałem, a tu nie dosyć, że trzeba było przyjąć zamówienie to jeszcze poprawnie zapisać nazwę ulicy! 
Pracę skończyłem równo o 22, jednakże z tamtego miejsca był tak slaby dojazd, że do domu dotarłem  dopiero o północy. Płaca chyba najmniejsza od czasu mojego przyjazdu do Australii, a napiwków nie dostałem prawie żadnych...   

Brak komentarzy: