niedziela, 21 lutego 2010

Plażowy Nowy Rok Chiński z ciężkim powrotem

Po wczorajszym, a raczej dzisiejszym powrocie do domu miałem wybór: albo się wyspać i stracić cały dzień, albo wstać w miarę wcześnie i zrobić coś ciekawego. Razem z Malinką wybraliśmy drugą opcję. Po śniadaniu pojechaliśmy w stronę plaży Bondi! Tam mogliśmy albo zrobić to co duża część osób, a mianowicie położyć się na plaży i po prostu korzystać ze słońca, albo przespacerować się piękną ścieżką widokową pomiędzy plażą Bondi a Coogee. Jako że w naszym przewodniku mieliśmy dobrze opisaną tą drogę, postanowiliśmy w końcu w całości ją zobaczyć.

Płynie, płynie i upadł.


Surfuje, surfuje, ale i tak upadnie...


Wygłupy na skale


Kupy, a raczej mewy na skale.


Mistrz drugiego planu!


Wybrzeże z pieniącymi się falami


Niesamowity widok, cmentarz tuż nad brzegiem oceanu. To dopiero pośmiertna miejscówka.


50 metrów dalej jakby nigdy nic przyjemnie toczy się gra w bule, czyli tutejszy bardzo popularny bowling.


Kolejny basen tuż nad brzegiem oceanu. Chyba każda plaża posiada swój własny (woda z oceanu)

A kuku!


Po spacerze pojechaliśmy prosto do centrum na dzisiejsze obchody nowego chińskiego roku, gdzie zobaczyliśmy pochód, który tak naprawdę myślałem, że zrobi na mnie lepsze wrażenie.

Drużyna Taekwondo

Jeden ze znaków: Smok

Jeden ze znaków: wąż

Jeden ze znaków: baran

Jeden ze znaków: kura

Zawsze chcaiłem zobaczyć taki pokaz na żywo. Smok z kilkunastu ludzi goniący kulkę.

Jeden ze znaków: pies

Jeden ze znaków: świnia

Jeden ze znaków: szczur

Kolejny kilkuosobowy smok a po prawej dwuosobowe smoki


Zanim parada się zakończyła poszliśmy do pobliskiego miejsca gdzie siedzieli znajomy Malinki z jej szkoły. Ma strasznie sympatyczną klasę!
Przemiłe spotkanie z klasą Malinki.  

Do domu musieliśmy wrócić autobusem, ponieważ ostatni prom już dawno uciekł. Zobaczyliśmy autobus który jedzie przez naszą dzielnicę. Ku naszemu rozczarowaniu wspaniały pojazd nie zatrzymał się na przystanku tam gdzie miał się zatrzymać. Spytaliśmy kierowcę, czy może się zatrzymać, ponieważ przycisk „na żądanie” nie działa.
- nie, nie mogę, ten autobus się nie zatrzymuje na tym przystanku a przycisk jest specjalnie wyłączony.
Wiedzieliśmy że to nie prawda, ponieważ jak jechaliśmy na PalmBeach to się zatrzymał. Ale może ten akurat się nie zatrzymuje ze względu na godzinę 2:28 w nocy.
- Jak to się nie zatrzymuje, przecież z tego przystanku wsiadaliśmy i jechaliśmy.
- Nigdy się tu nie zatrzymuje!
- A czy może się Pan zatrzymać na najbliższym przystanku?
- Nie!
- A jak się nazywa pierwszy przystanek na którym się Pan zatrzymuje?
- Centrum Handlowe Warringah.

Popatrzyliśmy tylko na siebie i już więcej się nie odzywaliśmy do kierowcy, bo widać było że z takim się nie dogadamy. Po 5 minutach przejechaliśmy most zwodzony, po kolejnych 5 wjechaliśmy w czarną otchłań, żadne latarnie nie świeciły, a autobus mknął drogą którą pieszo już na pewno nie dalibyśmy rady wrócić, w szczególności o 3 nad ranem. Autobus zatrzymał się przy centrum handlowym o którym wspomniał kierowca. Szczegół że to centrum znajdowało się około 8 kilometrów od przystanku na którym powinniśmy wysiąść… Na nasze szczęście za 35 minut był autobus w 2 stronę, tym razem już „normalny”, który zatrzymał się na przystanku na którym mogliśmy spokojnie wysiąść i 15 minut przespacerować się do domu. To już nieważne że jechał przez Manly, czyli można powiedzieć, że w dniu dzisiejszym „zaliczyliśmy” trzy najsłynniejsze plaże w Sydney (Bondi, Coogee, Manly) i kilka mniejszych :)

Brak komentarzy: