czwartek, 22 października 2009

Macchiato, latte i cappuccino! Co za różnica?!?

Już od wczoraj zapowiadało się, że dzisiaj będzie bardzo interesujący dzien. Dwa interview plus dodatkowe chodzenie i szukanie pracy. Tak też sie stało. Wczesna pobudka i możliwość skorzystania z szybkiego internetu do przyjazdu autobusu, który zabrał mnie na poranne zajęcia. Było bardzo ciekawie, gdyż na początku musieliśmy poszukać informacji na temat kultury aborygenów, a później poszliśmy do muzeum podziwiać ich sztukę!
Szkoda tylko że jak doszliśmy do muzeum to musiałem juz iść na moje pierwsze interview, wiec niestety nie skorzystałem z możliwości wejścia tam, ale juz wiem gdzie jest i że w wolnym czasie będzie można przyjść :)






Jakieś 25 minut szybkiego spacerku i dotarłem na miejsce 20 minut przed czasem. Piękne miejsce z ładnym widoczkiem. Inne osoby zaczęły już też się zbierać. Tak jak było napisane na zaproszeniu było to grupowe interview. Niektóre osoby nie były przygotowane i nie miały ze sobą kopii jakichś dokumentów, na szczęście jednak można było to zrobić na miejscu. Reszta osób takich jak ja musiała czekać... Później poszliśmy w inne miejsce gdzie dokładnie wyjaśniono nam, na czym ma praca polegać i jak będzie to przebiegało.
Można było aplikować na kelnera, pomoc w kuchni kucharza, albo baristę, czyli osobę, która robi kawę. Jako że w kuchni nie miałem ochoty pracować, kontakt z klientami trzymając 3 talerze, tacę pełna kieliszków też mnie nie satysfakcjonowała postanowiłem spróbować sil przy maszynie z kawą. Miałem jednego konkurenta, który starał się o to samo. Niestety  konkurent z Turcji, który mieszka tu około 12 lat, a od 10 lat pracuje podając kawę okazał sie dla mnie nie do pobicia. Tak, dobrze widzicie litery. Ja osoba, która za kawą nie przepada starałem się o posadę, gdzie całymi dniami robiłbym kawę! :) Po wypełnieniu 3 stron A4 informacjami co jak gdzie i dlaczego nadszedł moment, którego najbardziej sie obawiałem. Kazali mi zrobić trzy różne kawy: macchiato, latte i cappuccino. Tak prawdę mówiąc nie mam pojęcia, czym te kawy między sobą się różnią. Wiedziałem natomiast, że na pewno czymś. I tym mogła być ilość kawy, kolejność dodawania mleka i jakość spienienia mleka. Hmmm Dowiedziałem sie przynajmniej jak obsługiwać taka maszynę. Zrobiłem trzy kawy, które czymś tam się różniły, ale teraz ciężko mi powiedzieć czym. Czysta improwizacja. Następnie było dalsze czekanie na rozmowę, gdzie miły manager nowo powstałego miejsca wypytywał o napisane przeze mnie rzeczy.
Potem znowu czekanie, aż wszyscy zostaną przetestowani i przesłuchani. W tej przerwie trochę więcej porozmawiałem z moim konkurentem. Kilka osób przyłączyło się do rozmowy i po pewnym czasie przeszliśmy do maszyny kawowej. Tam Turek, który szybko obliczył, że zrobił w życiu ok. 1.5 mln kaw (!) pokazał jak się robi cappuccino, a raczej jak się obsługuje taką maszynę, co należy robić i w jakiej kolejności. Chyba robiąc wcześniej kawę złamałem wszelkie możliwe zasady :) Zaraz po szybkiej lekcji zostały ogłoszone wyniki. Tak jak się spodziewałem konkurent mnie rozłożył na łopatki, ale za to mogłem już opuścić lokal i marszobiegiem zdążyłem na ostatnią lekcję.
Na koniec zajęć było zadane 20 pytań, na które musieliśmy odpowiedzieć używając anglojęzycznego internetu :)
Po zajęciach zostałem przy komputerze i próbowałem się dowiedzieć czegoś o firmie, która wczoraj do mnie dzwoniła i umówiłem się na spotkanie za godzinę. Jakaś strona tej firmy istnieje. W mailu napisali, że jest tam bardzo ciężko trafić. Jak już się tam znajdzie to praca prawie zapewniona. Zaniepokoiło mnie jeszcze to że mail był wysłany z adresu przypominającego coś takiego kasikxxz66@hotmail.com, gdzie każdy może sobie założyć konto pocztowe z taką domeną. No cóż idę, przynajmniej znowu sobie pogadam, dokumentów przy sobie nie mam i za nic nie będę płacić, zanim nie dostanę od nich pierwszej wypłaty :)
Google maps wskazał mi miejsce bezbłędnie, więc trafiłem bez problemów jakich można było się spodziewać po mailu. Firma rzeczywiście istnieje recepcja wyglądała w miarę w porządku. Na początek jak tu już się przyzwyczaiłem dostałem formularz do wypełnienia. W większości wygląda to tak samo, że przepisuje się CV i dodaje mocne strony, cele i takie inne informacje. Pod spodem data i podpis. Muszę sobie przygotować takie coś i chyba dawać zamiast resume, a co :)
Posłusznie wypełniłem formularz i po 10 minutach czekania (był cały stolik dosyć dużych rozmiarów z wszelkiego rodzaju czasopismami) wyszedł pan, który poprosił jakieś dwie dziewczyny i kolesia i mnie do pokoju. Koleś się zresztą nazywał Andreas. Prowadzący interview zaczął zadawać po kolei wszystkim pytania. W miarę rozumiałem co mówi i udało mi się odpowiadać do momentu w którym zobaczył, że jestem na wizie studenckiej i mogę pracować jedyne 20 godzin tygodniowo. Od tego momentu przeprosił mnie i powiedział, że szukają osób na pełen etat, ale mogę zostać i się dowiedzieć o co chodzi.
Firma zajmuje się rekrutacją sprzedawców kont bankowych z najlepszym oprocentowaniem dla biznesmenów. Wszyscy oprócz mnie zakwalifikowali się i rozpoczną trening w ten poniedziałek o 6:30, a ja przynajmniej wtedy jeszcze będę mógł spać. Podczas spotkania zadzwonił jeszcze mi telefon. Na szczęście już z numerem który się wyświetlił, jednak próbowałem się dodzwonić już z 20 razy i cały czas zajęte. Będe jeszcze próbował jutro.
Po rozmowie postanowiłem się przejść spokojnym krokiem do przystanku autobusowego i pojechać do domu. Już trochę odczuwam zmęczenie... Tak też uczyniłem, jednak długo się nie nabyłem, ponieważ o 20:40 miałem autobus do North Sydney, gdzie poroznosiłem jeszcze kilka resume i odebrałem o 22:30 Malinkę z jej pracy. W tej części miasta nie było już więcej miejsc w których moje umiejętności barmańskie by się przydały, no może poza jednym, czy dwoma w których oczywiście zostawiłem swoje resume.
Na godzinę 23:30 mieliśmy umówione jeszcze spotkanie na które dotarliśmy samochodem. A dokładnie podwiózł nas przesympatyczny Giuseppe - kucharz, odpowiedzialny za pizze w pracy Malinki. Zgadza się na w pół do dwunastej pojechaliśmy oglądać mieszkanko, które Malinka znalazła dzień wcześniej. Zdjęcia zapowiadały się obiecująco a w rzeczywistości jeszcze lepiej. Cicho, spokojnie i czysto!!! Postanowiliśmy, że się przeprowadzamy! Do domu dotarliśmy samochodem, ponieważ odwiozła nas właścicielka więc bardzo sympatycznie.
Obecnie godzina po drugiej dwadzieścia. Za dziesięć minut będzie szybki internet, ale jesteśmy już tak zmęczeni, że idziemy spać!

3 komentarze:

Unknown pisze...

Cześć Andrzeju
Mam nadzieje, że nie zniechęcą Cię poszukiwania pracy i w najbliższym czasie uda Ci się znaleść zajęcie, które wypełni Twój wolny czas:-)

Unknown pisze...

Kurcze czytając Twojego bloga mam zupełnie ambiwalentne uczucia.
Absolwent dosyć dobrej uczelni i podobno przyszłościowego kierunku a musi użerać się z przepraszam za wyrażenie australijskimi robolami ;/ i udowadniać im że umie robić dobrą kawę...
Z drugiej strony zadroszczę pobytu tam i tego co zobaczysz i doświadczysz. Trzymam więc kciuki !
Nie trać ducha i pamiętaj że w życiu najważniejsza jest odpowiednia ilość pozytywnych doznań :)

pozdrawiam
Mariusz

Unknown pisze...

Dzęiki za komentarze!
Wszystko co tutaj przeżywam traktuje jako doświadczenie i odbieram to pozytywnie. A to że skończyłem studia wcale nie oznacza czegoś lepszego. Pracodawca boi się takich osób, że zajmą ich stanowisko, bo są zbyt ambitni :)