środa, 7 października 2009

Spotkanie z żoną znajomego, znajomej, znajomego...

9:00 AM Piiiiib-piiiib-piiib!!!. Co to? Gdzie to? Po co to? Szybka akcja ręki i wymarzona cisza i spokój! Pobudka godzinę później niż to bezlitosne urządzenie zaczęło wydawać te straszliwe dźwięki. Byliśmy umówieni u żony znajomego znajomej, znajomego w biurze gdzieś na George st. Szybkie śniadanie, i wyjście. No nie!!! Znowu to samo, autobus uciekł dosłownie spod nosa! Oglądamy rozkład jazdy. Trochę nieprzyzwyczajeni do takiego prezentowania informacji:



Po chwili zastanowienia doszliśmy, że następny za 15 minut... 23 minuty później przyjechał :)
Szybka akcja w naszym biurze i lecimy na spotkanie. Ulica  George st. ma jakieś 3 km. Na szczęście numeracja jest w miarę klarowna (chociaż czasami ciężko znaleźć nazwę ulicy), więc nie mieliśmy nawet mniejszych problemów aby odnaleźć odpowiedni budynek. Które piętro wiedzieliśmy, więc udało się dotrzeć łatwo, średnio-szybko i pieszo. Okazało się, że niestety dziś nie ma żony znajomego znajomej, znajomego i mamy przyjść jutro, po wcześniejszym telefonie.
Postanowiliśmy wykorzystać możliwość przejażdżki komunikacją wodną i tak też uczyniliśmy. Teraz jaki przystanek nazywa się ładnie i jest jeszcze w naszej strefie. Kissing point przypadł nam do gustu :) Jeden przystanek przed stadionem olimpijskim. Promy spodobały nam się, bo po drodze są piękne widoki i można robić zdjęcia:










Na miejscu sprawdziliśmy, że na rozkładzie następny prom za 50 minut, więc poszliśmy na krótki spacer. Po nazwie kissing point spodziewaliśmy się czegoś więcej. Jest to taka dzielnica z samymi domkami 1 i 1. Czyli jedno piętro i jedna rodzina. Oczywiście dużo parków i placów zabaw, przy przystanku duże szafki na rowery.
Po powrocie do centrum byliśmy już trochę zmęczeni, ale jeszcze dotarliśmy koleją przez most do North Sydney, gdzie zwiedziliśmy szkołę Malinki. Nieduża, ale wygląda ciekawie :) Bardzo kolorowo. Rozeznanie się jak można wrócić do domu - dobrze, że to już w tym samym kierunku od centrum co nasz domek.
Po powrocie gotowanie. Nie spodziewałem się, że będziemy sobie tak tu dogadzać kulinarnie. Z najedzonym żołądkiem lepiej się śpi. Apropo snu, to mam tu dużo snów, szkoda tylko, że nie umiem ich zapamiętywać :)

Brak komentarzy: