czwartek, 29 października 2009

Szkoła przechodzenia na pasach czyli różnice polsko-australijskie

Zacznę od podziękowania za pozytywne komentarze i maile podtrzymujące mnie przy nadziei... Dziękuję, to dużo dla mnie znaczy!!!
Poranne zajęcia mi nie służą, szczególnie po tak ciężkim weekendzie. Nieodespanie wciąż odczuwalne, zmęczenie nóg z każdym krokiem coraz większe. Nic się nie da poradzić, trzeba pędzić do przodu.
Na zajęciach zadzwonił mi telefon, którego nie zdążyłem odebrać ponieważ od czasu do czasu mój telefon ma taki kaprys, że pomimo, że się "naciska" przycisk odbierania, nic poza tym się nie zmienia (czasami ma kaprys, że nie pokazuje przychodzącego połączenia i później tylko informuje, że się nie odebrało...). Nie zdążywszy opuścić sali już do niej wróciłem. Oddzwoniłem na długiej przerwie, starając się jak najbardziej mówić płynnie, gramatycznie i zrozumiale po angielsku. Jakoś już nawet mniejszy stres jest z tym związany... Niestety potrzebowali kogoś od poniedziałku do piątku na godziny, kiedy ja mam angielski.
W szkole dowiedziałem się, że w poniedziałek wszyscy będą mieć test. Taka miła niespodzianka. Przynajmniej się okaże, czy ten angielski coś mi już dał :)
Przed wyjściem zdążyłem jeszcze skserować podwójną dawkę ulotek w porównaniu z dniem wczorajszym i ruszyłem na łowy w kolejne miejsce. Celem tym razem było "Circural Quay" tuż obok dzielnicy w której byłem wczoraj.
Nie dosyć że chodzę tak aby nie ominąć jakiejkolwiek uliczki, teraz zaczynam chodzić aby po kolei przejść każdą dzielnicę. Niestety dzisiaj poszło gorzej niż wczoraj. Pomimo, że spędziłem ponad trzy razy więcej czasu to jeszcze nie oddałem wszystkiego co miałem do oddania :( Godzina zaczynała się robić późna i w części miejsc mówili mi abym im teraz nie zawracał głowy bo są bardzo zajęci!
Z dużo mniejszym optymizmem powróciłem do swojego miejsca noclegowego. Wieczorem jeszcze zapłaciliśmy za mieszkanie w którym mieszkamy.
Do dzisiejszego dnia jeszcze muszę opisać pewną różnicę w funkcjonowaniu władz i podejściu ludzi do obowiązującego prawa... Otóż stałem sobie i czekałem aż się zapali zielone światło na przejściu dla pieszych. Tutaj chyba ludzie mają większą cierpliwość, bo czasami można czekać nawet i dwie minuty na sygnał aby ruszyć. I tak przez krótką chwilę uzbierało się dużo osób chętnych aby przejść przez jezdnię, w tym czworo policjantów. Tak czekaliśmy i czekaliśmy aż w pewnym momencie jedna jedyna kobieta ruszyła nie czekając na zielony sygnał oraz dźwięk (tutaj na każdym przejściu jak się zapala zielone światło można usłyszeć charakterystyczny dźwięk, jakby "ćuu"). Kobieta ta spokojnie sobie przeszła nie przejmując się niczym, chociaż wcześniej zauważyła, że za nią stali policjanci, którzy widząc to wszystko nawet nie kiwnęli palcem tylko dalej między sobą rozmawiali. Taką sytuację już zauważyłem kilkakrotnie. Wydaje mi się, że w Polsce mandat 100 PLN murowany!!! Ale jak to mówią co kraj to obyczaj, a ja właśnie lubię poznawać różne obyczaje :)

Brak komentarzy: