wtorek, 27 października 2009

Powolna utrata nadziei

Praca nie daje mi spokoju, a raczej jej brak. Wczoraj wieczorem obliczyliśmy, że po opłaceniu tygodnia mieszkania w obecnym miejscu + kolejne tygodnie i bond (=kaucja) do nowego i nie mamy już nic na życie. To znaczy ja nie mam...
Jutro zacznie się dokładnie czwarty tydzień pobytu w Australii. Plan był znaleźć pracę w ciągu pierwszego miesiąca pobytu. Niestety jeśli chodzi o mnie to powoli zaczynam tracić nadzieję...
Może w taki negatywny nastrój wpadłem przez pogodę, może przez zmęczenie, a może interakcję obydwu tych czynników (przepraszam za naleciałości statystyczne  po uczelni).
Od tego niewyspania jeszcze  zostawiłem swojego pendriva w szkole. Mam nadzieję, że go odzyskam, bo miałem tam kilka ważnych plików. Nic czego nie mógłbym odzyskać, ale odczuwam stratę. Jutro raczej mnie nie będzie w szkole ponieważ zapisałem się na kurs RSG. Coś w stylu RSA tylko potrzebny do miejsc gdzie są jakieś automaty z grami (hazardowymi). W kilku miejscach powiedzieli, że nie mam co nawet im zostawiać swojego resume bez tego kursu, czy tez certyfikatu. Może dzięki temu coś się ruszy. Na pewno nie zaszkodzi!!!
Po szkole z trudnościami komunikacyjnymi (telefonia, a raczej bramka SMS nawaliła) spotkalem się z Malinką na Mosmanie, czyli przyszłej naszej dzielnicy, gdzie jeszcze raz przeszukaliśmy okolice zostawiając po sobie ślady w postaci moich ulotek z życiorysem. W większości miejsc już byłem, kilka odkryliśmy nowych, ale wszędzie rezultat taki sam, czyli biorą resume i jak będę potrzebny to się odezwą.
Przemieściliśmy się komunikacją nożną do North Sydney, gdzie jeszcze udało się zostawić kilka, uaktualnionych o wolontariat na moście oraz jutrzejszy kurs, resume. Efekt bez zaskoczenia ten sam, nigdzie nie szukają a ja raz zrobiłem z siebie głupka, ponieważ: poszedłem do jednego baru, zapytałem o pracę;  poszedłem do lokalu tuż obok, znowu się zapytałem o to samo i ku mojemu zaskoczeniu był to ten sam koleś co w poprzednim!!! No cóż, bywa... Ale muszę być lepiej przygotowany na takie sytuacje :)
Zmęczenie dokuczało coraz bardziej, więc nie było co wchodzić ze znużoną zmęczoną życiem miną i pytać ze sztucznym uśmiechem na ustach o prace. W domu to co zwykle, czyli kolejne wysłane resume i spać aby mieć siły na jutrzejszy kurs o tym że hazard uzależnia...

3 komentarze:

Malwi pisze...

Nic sie nie martw, bedzie super i lada moment cos znajdziesz!
A pisalam juz Malinie zebys pomyslal moze nad jakas dzialalnoscia internetowa, chociazby polsko-australijska. Albo ewentualnie dzialalnoscia fotograficzna, bo do tego nie trzeba jezyka. A poza tym moglaby to byc dzialalnosc fotograficzna polsko-australijska!?

Anonimowy pisze...

Andrzejku, z doświadczenia wiem, ze praca zastanie Cię w najmniejspodziewanym momencie. Trzeba roznosić i czekać a w międzyczasie nie nie pozwolić sobie zwariować (np. dbając o czas na rozrywkę i przyjemności- to ogromnie ważne- szczególnie w takiej sytuacji). Ja często porównuję szukanie pracy do zdrapki, którą można kupić w kolekturach lotto- albo zdrapiesz albo nie zdrapiesz- nie masz na to wpływu, nie jest to twoja wina. Trzeba tylko kupować losy, a żeby kupować losy (mieć siłę na roznoszenie CV i w miarę naturalne uśmiechy do ludzi którzy często traktują cię jak zero) to trzeba dbać o siebie.
pozdrawiam serdecznie
Ewelina Bazyluk

Anonimowy pisze...

Andrzej, plany planami,ale zgadzam się z poprzedniczką, że niektórych rzeczy nie jesteś w stanie przewidzieć. Obecnie, dobrze że Malinka ma pracę, dacie sobie na pewno radę. Najważniejsze, że możesz z czystym sumieniem powiedzieć sobie, że zrobiłeś wszystko, żeby ją znaleźć (a wtedy się pewnie odezwą!).W międzyczasie warto krzystać z tego wyjazdu jako przygody (taki przecież był zamysł:), aby nie przeleciał ten czas między palcami ( wiem, że łatwo się mądrzyć). Trzymamy kciuki za Ciebie!!! Marysia i Grzesiek.