piątek, 23 października 2009

Szukania ciąg dalszy + kłopoty z mieszkaniem i zasilaczem!

To była krótka noc, a dzień jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić intensywny. Aby skorzystać z szybszego internetu postanowiłem pojechać na rano do uczelni. Byłem tam jakbym przyszedł na poranne zajęcia. Kolejne przeszukiwania portali z pracą kolejne wysłane wiadomości z resume. Dobrze, że tego się nie drukuje ponieważ tyle papieru by się zmarnowało... :)
Słabe i szybkie śniadanie dało się odczuć, a raczej nie, więc poszedłem poszukać czegoś do jedzenia. Trafiłem do jakiejś restauracji, gdzie obiad kosztuje 50$. Mieli bar, więc bez wahania zapytałem o pracę. Niestety byli w godzinach szczytu (ciekawe ponieważ może siedziało 5 osób a cała restauracja jest na 100)  i miałem przyjść o 15:30. To akurat po angielskim.
Do jedzenia nic w okolicy nie znalazłem, więc skorzystałem z "oferty" w szkole i kupiłem typowo amerykańskie jedzenie, czyli hamburgera z coca-colą w puszce 450 ml. W sum ie trochę się zapchałem i pobudziłem minimalną zawartością kofeiny.
Dostałem nie za dobrą wiadomość, że niestety nie możemy się wyprowadzić z końcem miesiąca, ponieważ nie daliśmy znać dwa tygodnie wcześniej. Czeka mnie jeszcze dziś wycieczka do biura aby się dowiedzieć co i jak.
Po angielskim ruszyłem do restauracji gdzie po 30 minutach przyszedł manager, który dał mi formularz do wypełnienia. Jak wypełniłem to usłyszałem, ponownie, że obecnie nikogo nie szukają, ale jak będą potrzebować to się zgłoszą :( Czyli ta sama śpiewka... No cóż trzeba szybko iść do biura, bo jest czynne tylko do 17.
Dowiedziałem się, że nie ma problemów abyśmy się wyprowadzili, tylko muszę się skontaktować z inną osobą. Zadzwoniłem z promu w drodze na Mosman. Niestety bez odpowiedzi :(



W naszej najprawdopodobniej nowej dzielnicy w której będziemy mieszkać chodziłem i roznosiłem ulotki, czyli kolejne CVki. Nie było dużo miejsc, które się nadawały. W sumie jak obliczyłem na mapie przeszedłem na samym Mosmanie 8 km w ciągu 3 godzin. A jeszcze zaglądałem w różne zakamarki, wypełniałem kolejne formularze oraz rozmawiałem. Jest tam takie jedno piękne miejsce, gdzie niestety nie udało mi się dostać do menagera, ale jeszcze będę starał się tam dostać.
Już zaczynało się ściemniać, jeden kucharz z greckiej restauracji na mnie nakrzyczał, że przychodzę do niego w piątek wieczorem a nie popołudniu, więc ruszyłem w stronę, no właśnie jak trafić do domu? Byłem już zmęczony i nie chciałem kombinować z nowymi autobusami, więc przeszedłem (końcówkę biegiem) z powrotem do promu (o mały włos by mi uciekł).
 

W drodze mogłem podziwiać Sydney by night! Piękne i robi wrażenie!!! Po powrocie do domu chciałem usiąść przy internecie, ale okazało się, że mój zasilacz do laptopa przestał działać!!! Czekałem na Malinkę oglądając TV po angielsku bez czerwonego koloru i usnąłem zmartwiony, że będzie ciężko z nowym mieszkaniem, ponieważ będziemy musieli zapłacić za obecne oraz nowe za te same dwa tygodnie. Czyli podwójne płacenie za to samo, co by było bez sensu. Kolejna sprawa to moja ładowarka do laptopa. Zamiast ładować to piszczy. No i trzecia w sumie najważniejsza to praca. Czy uda się w najbliższym czasie coś znaleźć, bo zapłata za kolejny miesiąc (jakiegokolwiek) mieszkania (nie mówiąc już o dwóch) spłucze mnie ostatecznie...

Brak komentarzy: