środa, 7 kwietnia 2010

Demolka podstawówki

4 rano i beeeep beeeep beeeep. Za oknem nie dosyć, że ciemno to jeszcze pada, a za chwilę czeka mnie przejażdżka na rowerze. Śniadanie, lekkie zmoknięcie i $8,5 za bilet w jedną stronę. Siedziałem w pociągu jadąc około 80 km okrężną drogą, pociągi inaczej nie jeżdżą… Na stację pociąg przyjechał dwie minuty przed czasem, czyli o 6:48, miałem więc dokładnie 12 minut na znalezienie miejsca pracy. Miała to być katolicka szkoła podstawowa. Zadanie: wyniszczenie jakiegoś dachu i kilku ścian. Z łatwością znalazłem miejsce. Na wejściu tak jak na kursie Green Card mówiono, główny nadzorca budowy dał mi oraz jeszcze jednej osobie, która miała ze mną pracować krótkie wprowadzenie dotyczące bezpieczeństwa na budowie, a raczej rozbudowie. Następnie pojawił się mój przełożony, Charlie. Bardzo pozytywny Australijczyk, który pracuje w zawodzie rozburzania od 12 lat. Jego mama to prawdziwa Aborygenka, a ojciec Anglik. Na sam początek musieliśmy zdjąć delikatnie przesuwany wielki parawan, później zabezpieczyć wykładzinę przed ewentualnymi uszkodzeniami. Następnie trzeba było rozkręcić ławki przed ścianą, którą później będziemy mieli rozwalić. Na koniec rozebranie dachu i już się zrobiła 15, kiedy  trzeba było wszystko posprzątać.

Ściana która zostanie rozwalona. Dach został już rozebrany.


Rozkręcone ławeczki przed wejściem


Samochód Charliego z moim nowym kolegą na pace.

Pół godziny później Charlie odwiózł mnie na stację, która znajdowała się dosłownie 2 minuty pieszo od głównego wejścia na budowę. Na pociąg na szczęście długo nie musiałem czekać, gorzej z jazdą. Kolejne prawie dwie godziny stracone, ale przynajmniej tym razem wykorzystałem je na porobotnią popołudniową drzemkę. Do domu wróciłem około 18 i zanim zrobiłem coś do jedzenia byłem na tyle zmęczony, że położyłem się spać.

Brak komentarzy: