niedziela, 18 kwietnia 2010

Najgorsza impreza pod słońcem

Odsypianie powinno zająć trochę czasu, jednak w planach mieliśmy wybrać się do polskiej dzielnicy Ashfield. Tam w dniu dzisiejszym odbyła się msza w intencji osób, które zginęły pod Smoleńskiem. Do kościoła lekko się spóźniliśmy, zresztą tak samo jak i msza. Trafiliśmy więc akurat na rozpoczęcie.

Msza

Poczty sztandarowe, harcerze i każdy kto mógł uczestniczył w tej szczególnej mszy.

Później wybraliśmy się do klubu polskiego, gdzie miał odbyć się koncert. Skorzystaliśmy z okazji i kupiliśmy sobie pączka oraz dwie polskie zupki z proszku żurek i barszcz biały :) Koncert miał tak duże opóźnienie, że zastanawialiśmy się czy czekać czy iść. Czekać, ponieważ warto zobaczyć coś polskiego, iść ponieważ właśnie zaczynaliśmy się spóźniać na imprezę pożegnalną znajomego, który wraca do Brazylii za trzy dni.

Kolejny ołtarzyk...

Pączek nie dotrwał w całości do zdjęcia.

Zaczekaliśmy jeszcze kolejne pół godziny i niestety w tym czasie nic się nie wydarzyło… Poszliśmy więc na tajskie jedzonko i na imprezę, którą określiłbym najgorszą imprezą na jakiej byłem!

Ryż i zielone coś... Ważne, że dobre :)

Na imprezie aż chciało się śpiewać: "I co ja robię tu?"

Zero przygotowania. Wszystko polegało na oglądaniu formuły 1 albo paleniu papierosów na balkonie! Znajomy przeprosił za brak przygotowania tłumacząc się, że źle się czuje. To i tak nic nie zmieniło w naszym odczuciu o tej imprezie! Szukaliśmy byle powodu, aby wyjść i jak tylko nadarzyła się okazja wróciliśmy do domu. 

Ach jest cudownie...

W drodze do domu znalazłem najtańszy nocleg w Sydney! Jak powyżej, cena jedyne $25 za dobę (napisane: Sydney's best budget accomodation)