czwartek, 8 kwietnia 2010

Praca i relaks na łódce!

Ponownie o wczesnej i nieludzkiej godzinie musiałem wstać. Pogoda jeszcze gorsza niż wczoraj, czyli leje! Dobrze, że po moim szybkim śniadaniu zaczęło się przejaśniać. Tym razem w pociągu nastawiłem sobie budzik i poszedłem dalej spać. Na terenie budowy byłem 7 minut przed 7. Dzisiaj zaczęło się od przeniesienia rusztowania z zewnątrz do wewnątrz, co oznaczało naukę budowania rusztowania. Po przeniesieniu tej aluminiowej konstrukcji wysokiej na 5 metrów zaczęliśmy rozbierać kawałek sufitu, a później płytę kartonowo-gipsową z frontowej ściany. Po tej operacji trzeba było ponownie przenieść rusztowanie na zewnątrz budynku. Następnie coś, po co naprawdę tutaj jesteśmy czyli wyburzanie ściany, a nawet dwóch. Teraz trzeba było trochę posprzątać bałagan jaki został po ścianach i zaczął się problem. Podczas wyburzania ściany został rozkopany wjazd dla ciężarówki która miała wywieźć gróz. Najprawdopodobniej to będzie rozkopane do jutra popołudnia. Trzeba było zająć się czymś innym, a mianowicie usuwaniem kawałka wyższego dachu, który chroni cegły, które zapewne jutro będziemy usuwać. W międzyczasie przyszła jedna osoba z piłą i poucinała cegły na granicach, gdzie mamy wyniszczyć ściany. Jeszcze tylko szybkie porządki i kilka minut po 15 byliśmy wolni. Charlie tak jak wczoraj podwiózł mnie na stację. W pociągu udało mi się zrobić trochę ćwiczeń z angielskiego, jednak po trzech rozdziałach zmęczenie ze mnie wyszło i uciąłem sobie krótką drzemkę. 
W domu szybki prysznic, coś na ząb i wyszedłem na spotkanie z Malinką i jej znajomymi z klasy na imprezę na łódce! Tam muzyka, bar i tak bawiąc się mijaliśmy Harbour Bridge, Operę, Botanic Gardens, Luna Park i jeszcze inne zatoki, punkty charakterystyczne dla Sydney.

Halo? W oczekiwaniu na spóźnioną łajbę...

I oto ona!

Na łódce humory dopisywały!

Zdjęcia z wody niestety nie wychodziły jak powinny :(

Po około 3 godzinach na łodzi przesiedliśmy się do disco autobusu, a później w ramach tego dyskotekowego rejsu mogliśmy wejść do jednego klubu, w którym to z powodu mojego zmęczenia i wizji jutrzejszego porannego wstania nie zabawiliśmy długo.

Impreza w autobusie była ciekawsza niż na łodzi.

I całe Sydney od razu widzi jak się bawimy. Przejażdżka po największych ulicach.

 
A tak od przodu wyglądał ten dyskotekowy autobus!

Chociaż mogłoby być naprawdę wciągająco ze względu na parkiet pełen piany! Do domu wróciliśmy przed pierwszą, moją jedyną potrzebą było pójście prosto do łóżka.

Brak komentarzy: