piątek, 16 kwietnia 2010

Kawiarnio-księgarnia

W takim górskim powietrzu od razu lepiej się śpi, aż się nie chce wstawać! Ale godzina wymeldowania się z pokoju 6 osobowego w którym byliśmy sami zbliżała się wielkimi krokami. A jeszcze przed tym wypadałoby zjeść wczoraj zakupione śniadanie, a mianowicie kluski z sosem.

Gotowanie w świetnie wyposażonej kuchni

A to mieliśmy na śniadanie. Tylko czemu wyszły trzy porcje?!?

Najedzeni i wymeldowani na minutę przed godziną wymeldowania pośpiesznym krokiem udaliśmy się w stronę stacji kolejowej. Przejechaliśmy jeden przystanek do Leura. Główna atrakcja tej miejscowości to sklepik ze słodyczami! 

Kolejna stacja naszej podróży: Leura.

Raj dla łasuchów, czyli wszędzie cukierki, czekoladki i rożnego rodzaju batoniki.

Zauważyłem, że ten sklep jest czymś w rodzaju sklepu kolekcjonerskiego. Można tam było kupić limitowaną edycję Snickersów, a także puszki coca-coli ze specjalnie zaprojektowanym wzorem na okazję ostatnich Igrzysk Olimpijskich. Oczywiście puszki pełne importowane o cenie trzykrotnie wyższej niż można było kupić w sklepie obok. Tak aby spróbować kupiliśmy opakowanie 100 gramowe jednych z tysiąca łakoci jakie tam można dostać. Następnie przeszliśmy się do trasu widokowego. Tym razem tchu w piersiach nam nie zatkało, może to przez te słodycze. 

Muzeum zabawek i kolejek

W drodze na stację zdążyłem się nawet zdrzemnąć.

Kolejny przystanek: wodospady Wentworth, ale przed tym chwila odpoczynku w kawiarnio-księgarni.

Raj dla moli książkowych. Każdą książkę można było kupić albo czytać na miejscu popijając kawę, czekoladę, herbatę, albo i mocniejsze trunki. 

Godzinny spacer bez widoków aby dojść do punktu widokowego w którym mogliśmy podziwiać po raz kolejny piękno Gór Błękitnych.

Schodami prowadzącymi w błękit Gór musieliśmy się przejść aby...


aby po kolejnych 30 minutach dojść do obiecanych wodospadów!

Oczywiście fotka z wodospadem musi być :)

Po tych wszystkich fotkach i widokach pozostało nam wrócić, co nie było tak szybkie jak by się mogło wydawać z tego powodu, iż pod górę wchodzi się trochę ciężej.

Upragniony przystanek :)

O mały włos by nam pociąg uciekł. Następny dopiero za godzinę, a urokliwa kawiarnio-księgarnia już zamknięta. Po takiej dawce świeżego górskiego powietrza jaką dostaliśmy w przeciągu ostatnich 30 godzin w pociągu usnęliśmy natychmiast. W planach było jeszcze zobaczenie kangurów. Plany te jednak rywalizowały z chylącym się ku zachodowi słońcem. W momencie kiedy wysiadaliśmy na przystanku Glenbrook widzieliśmy dużą, ognistą kulę wpadającą za horyzont Blue Mountains. Jednakże postanowiliśmy, że przejdziemy się do parku, gdzie miły strażnik powiedział, że w zeszłym roku można było zobaczyć kangury bez problemu, ale w tym coś się stało i mają jedynie jedno 5 kangurze stado. Aby je zobaczyć, trzeba byłoby mieć wielkiego farta, ale za to jak byśmy poczekali przynajmniej godzinę, moglibyśmy zobaczyć wombaty i inne nocne stworzenia. Jenak już trochę zmęczeni piękną i wspaniałą dwudniową wycieczką postanowiliśmy wrócić do domu. 

W oczekiwaniu na pociąg

Brak komentarzy: