wtorek, 22 grudnia 2009

Jak zostałem malarzem...

Dzień wydał się strasznie długi, zresztą dużo się działo! Rano udało mi się być 5 minut wcześniej i zostałem przywitany słowami: „welcome to the world of painting”. Zaczyna być ciekawie. Pierwsze zadanie: poprawić niedomalowania po moim poprzedniku. Przeciskanie się pomiędzy roślinkami, aby dostać się do płotu, do tego wielka ostrożność, aby nie uszkodzić jakiejkolwiek roślinki i zrobić to szybko i dokładnie. Nie minęło może 10 minut jak sąsiad zza płotu oświadczył mi, że pochlapałem jego samochód. Wydało mi się to mało prawdopodobne, ponieważ dzieliła mnie odległość jakichś 7 metrów od jego pięknego, żółtego, zabytkowego, wypucowanego Mustanga (rocznika nie znam, ale jak by to był rocznik ’69, nie zdziwiłbym się). 

Bez namysłu odpowiedziałem, że to chyba poranny żart, po czym usłyszałem, że niestety nie i sąsiad gdzieś zaginął. Po 10 minutach jak wrócił, przeprosiłem go, ale jak to on określił już po sprawie… Czyli pewnie znalazł plamę z błota albo coś podobnego na samochodzie i pomyłkę przemilczał.
Jeszcze muszę się zorientować co to znaczy szybko i dokładnie, wszystko okaże się po dzisiejszych 4 godzinach. Następnym zadaniem było pomalowanie części ogrodzenia, która znajdowała się 2,5 – 4 metry od ziemi za drzewami, krzaczorami i innymi roślinami, na które musiałem uważać. Do tego jeszcze pomalowanie kory drzew, które wystawały przez płot i cały duży odcinek ogrodzenia po przeciwnej stronie. Jak już przystało na ten totalny bałagan w ogrodzie, wszędzie strasznie trudny dostęp.
W sumie w ciągu tych 4 godzin nie udało się zrobić wszystkiego co zostało dla mnie zaplanowane na ten czas, ale zostałem przyjęty, ze względu na dokładność z jaką wykonuję zadania. Dostałem jeszcze jedną godzinę, aby coś „na szybko” pomalować, po czym mogłem już pójść do domu. Właściciel w tym czasie wyszedł gdzieś do znajomych na obiad, a ja kończyłem swoją pracę.
Jak już się uporałem z ostatecznym zadaniem, przemyłem wszelkie zabrudzenia po farbie w warunkach pozostawiających wiele do życzenia. W domu dokończyłem dzieła samo-czyszczenia, po czym razem z Malinką wyszliśmy na pobliską plażę. Dawno mi się tak dobrze nie drzemało w już popołudniowym słoneczku przy szumie delikatnych fal oceanu. Przed drzemką zjedliśmy rybkę z frytkami J
Kiedy zrobiło się chłodniej i słonko u nas zaczynało chylić się ku zachodowi aby mocniej świecić nad Polską, wdrapaliśmy się pod stromą górę z powrotem. A w domu przygotowania do jutrzejszego dnia, czyli odpowiednie wypoczęcie. 

Brak komentarzy: