czwartek, 24 grudnia 2009

Wystrzałowe opony!

Z powodu dziury w oponie w moim rowerze do pracy pojechałem na wspaniałym amortyzowanym, czyli mięciutkim jednośladzie Malinki. Maiłem nadzieję, że dziś w dniu wigilii Bożego Narodzenia skończę wcześniej, aby jeszcze zdążyć wrócić do domu i oddać rower, aby Malinka mogła spokojnie dojechać do pracy na 17.
Jak zwykle dojechałem przed czasem do miejsca pracy a tu proszę, akurat Garfild wychodził!?! Hmm ale miło. Nie zdążył wczoraj kupić farby i na dzisiaj już brakowało. Powiedział, że wróci za 30 minut a ja w tym czasie mam przygotować płot do malowania, aby później poszło mi szybciej. Na drzwiach jego domu znalazłem prześmieszną karteczkę z dokładną instrukcją co mam zrobić, oto i ona:


Po kilkukrotnym przeczytaniu zrozumiałem o co chodzi. Łatwiej by było, gdyby zostawił mi taką samą kartkę po angielsku, ale pomysł naprawdę miły i niespodziewany :) Moje prace na "atomizatorze" (hehehe co to nie mam pojęcia) ruszyły pełną parą, że akurat jak właściciel z farbą wrócił ruszyłem do szybkiego malowania, aby jak najszybciej skończyć. Udało się po poprzedzieraniu się przez niezliczone gałęzie bluszczu poprzyczepianego do powierzchni którą miałem pomalować, na wysokości 3,5 metra nad ziemią. O godzinie 12:30 skończyłem. Wtedy już Garfilda w domu ani w ogrodzie nie było i jak to na niego przystało telefonu nie odbierał... Posprzątałem bałagan, wymyłem brudne rzeczy i w tym momencie dostałem telefon od mojego wspaniałego szefa, że będzie dopiero o godzinie 16 i wtedy będzie mógł mi dać czek za moją pracę! Trochę mi to było nie na rękę, no ale jako że szef ma zawsze rację, postanowiłem, że jeszcze dziś wrócę, bo parę dolarów będzie mi potrzebne.
Akurat zdążyłem wrócić do domciu, trochę się oczyścić z farby, wreszcie na spokojnie pogadać z Malinką, jak już trzeba było wychodzić. Postanowiłem, że postaram się jeszcze raz napompować mojego flaka w rowerze i dojechać po czek a po drodze zrobić jeszcze jakieś drobne zakupy świąteczne. Niedaleko mojej pracy jest stacja, gdzie znowu będę mógł dopompować koło. Jednakże los zadecydował, że na najbliższy czas z roweru nie będę korzystać, ponieważ podczas napełniania powietrzem opony na stacji benzynowej, moja opona postanowiła zakończyć swój żywot efektownie w dniu Wigilii! I tak oto usłyszałem huk i przez niecałą sekundę całe powietrze z opony wyleciało. Dziura takiej wielkości, że raczej ciężko by było ją załatać:
 
Co za miły świąteczny prezent ^&$%^&**$#^%!!! Teraz najważniejsze dla mnie było, aby zdążyć na 16 po odbiór czeku, aby jeszcze ten czek zdeponować w banku! Rower zostawiłem przypięty (ciekawe po co?) przy najbliższym słupie i popędziłem. Po drodze był jeszcze otwarty sklep z rowerami, gdzie udało mi się dostać nową dętkę za $10. I kolejne dolary wydane na rower, no ale wolę na to niż na komunikację, gdzie za te pieniądze może bym 3 razy miał możliwość przejechania się autobusem lub promem.
I tak szczęśliwie zdążyłem na godzinę 16 i odebrałem swój pierwszy czek! Ale to jest śmieszne. Kawałek karteczki z logiem banku i podpisem, a może być wart od najdrobniejszej sumy poprzez miliony... Ciekawy wynalazek :)
Po zdeponowaniu tej małej karteczki o godzinie 16:30 miałem 30 minut na zrobienie zakupów! Z torbami doszedłem do miejsca w którym zostawiłem rower. Tam w miarę sprawnie zmieniłem miejscami opony przednią z tylnią oraz zamontowałem nową dętkę. Do kompresora było bliziutko, więc już dojazd do domu poszedł sprawnie.
Szybkie ogarnięcie się, spakowanie prezentu oraz zrobienie choinki zabrało mi tyle czasu, że już był czas aby pojechać do Malinki do pracy. Choinka może miała 5 cm wysokości i była zrobiona z kawałka zielonego rozkładu jazdy promu kursującego na Mosman. Jako bombek użyłem kolczyków :) Hihihi


W drodze po Malinkę tuż przed pierwszą stacją benzynową mój rower ponownie  odmówił posłuszeństwa. Złapałem drugą gumę, tym razem w przednim kole! Czułem się jak w jakimś surrealistycznym filmie, ze względu na te zdarzenia i na datę 24 grudnia. Nigdy bym nie przypuszczał, że właśnie w ten dzień będę jeździł na rowerze i dwa razy przedziurawi mi się dętka. Drugi raz jeszcze o godzinie 21, kiedy większość osób spokojnie szykowała się do Świąt!
Ponieważ stacja była już zamknięta, a od kompresora został zabrany wąż do pompowania powietrza, wróciłem ten kawałek, który ostatnio już przejechałem na działającym rowerze... W domu zdenerwowany zakleiłem dziurę kawałkiem wybuchniętej dętki i powędrowałem na najbliższą stację benzynową, która była oddalona o prawie 30 minut piechotą pod górkę. Przynajmniej miło się będzie zjeżdżać, jeśli moje załatanie przyniosło pozytywny rezultat. Nie mogłem tego sprawdzić, ponieważ nie posiadam pompki do roweru :)
Razem z Malinką do domku dotarliśmy około północy! Ale niespodzianka była z tej choineczki :) Zjedliśmy sobie wigilijną kolację, a raczej ja, ponieważ Malinka już zjadła w pracy, a o godzinie 1:30 przyszedł Mikołaj z pięknymi świątecznymi prezentami!

Brak komentarzy: