sobota, 19 grudnia 2009

Odkrywanie historii stolicy Australii

Nareszcie budzik nie dzwonił o porze kiedy wszystkie kury jeszcze śpią. Jak dobrze się wyspać! Wiedziałem, że muszę być wypoczęty przed dniem dzisiejszym, ponieważ dzisiaj czeka mnie zwiedzanie Canberry. W końcu po prawie 2 tygodniach pobytu cokolwiek zobaczę!
Udało mi się złapać autobus o 10, czyli godzinie, kiedy dopiero większość muzeów oraz miejsc które można zwiedzić się otwiera.
Pierwszym moim punktem programu był Parlament House:


Już od pierwszego dnia zastanawiałem się co to za dziwny kształt i co to jest. Nareszcie się dowiedziałem i co więcej zobaczyłem od środka miejsce urzędowania głównych polityków.


Środek jak to miejsce gdzie uprawia się politykę, nie widziałem niczego nadzwyczajnego co by zaparło mi dech w piersiach.



Kolejnym miejscem do jakiego doprowadziły mnie moje nogi był budynek starego parlamentu, gdzie obecnie znajduje się muzeum demokracji australijskiej. Myślałem, że to muzeum będzie stosunkowo mało interesujące ze względu na krótką i szybką historię Australii, no i jej demokracji. Jednakże muzeum na bardzo wysokim poziomie. Poza historycznymi dokumentami, pokojami, było kilka filmów, wystaw multimedialnych i szatnia gdzie można było się przebrać i zobaczyć w jakimś innym ciekawym stroju.



Do tego multimedialna debata prawie 360o, gdzie różne osoby od znanych do zwykłych ludzi wypowiadały się czym jest demokracja:

Była też tablica gdzie można było dopisać swoje zdanie na ten temat.

Kolejnym etapem mojego zwiedzania była National Gallery of Australia. Myślałem, że zrobi to na mnie wrażenie. Jednakże oprócz płatnej okresowej wystawy: mistrzów z Paryża, czyli postimpresjonizm oraz kilku znanych nazwisk jak chociażby Warhol czułem się jak w muzeum narodowym w Warszawie. Pełno różnych sal, częściowo pomieszanych okresami czy też stylami, praktycznie brak opisów, za wyjątkiem nazwy autora, jego roku urodzenia (i ewentualnie kiedy tworzył w Australii) oraz tytułu danego dzieła. Tak więc częściowo rozczarowany, częściowo napełniony energią sztuki poszedłem dalej. Było już za mało czasu aby zajrzeć do Narodowej Galerii Portretów. Jednakże, jak na osobę również przywiązaną to techniki i nauki, wyruszyłem do narodowego centrum nauki i techniki. Tam niestety wejście kosztowało więcej niż postanowiłem zapłacić za wejście, więc po konsultacji z Malinką postanowiliśmy, że przyjedziemy tu jeszcze raz, ponieważ ona też by chciała zobaczyć co jest w środku.

Kolejnym punktem mojego dzisiejszego programu było Muzeum Narodowe Australii oddalone w linii prostej o około 800 metrów, a droga do przejścia to około 4 kilometrów. Na nieszczęście dla moich nóżek muzeum było po drugiej stronie jeziora. Chcąc jeszcze go zobaczyć, nie zważając na odległość założyłem plecak oraz dwie torby ze wszystkimi swoimi tobołkami i wyruszyłem na ten spacer prawie że dookoła zbiornika wodnego. Po drodze uprzyjemniała mi widok wielka fontanna.
 
Do Muzeum Narodowego dotarłem na 45 minut przed zamknięciem i do tego tam kupiłem sobie coś do zjedzenia i tak na zwiedzanie 30 minut to stanowczo za mało :( Będę tam musiał jeszcze wrócić, ponieważ Malinka powiedziała i zresztą co sam zauważyłem "przelatując" przez kolejne sale, że warto!
Parę minut po piątej udało mi się skorzystać z pomocy w formie przetransportowania na dworzec. I tak mając jeszcze w zapasie parędziesiąt minut czekałem na autobus do Sydney.
Jeszcze nigdy nie jechałem autobusem piętrowym siedząc z samego przodu! Ale wspaniałe uczucie, kiedy wszystko widać! Niestety po w miarę krótkim czasie przyszedł Morfeusz i powoli zaczynał mnie obejmować, aż w końcu mu się udało i tak w sumie dojechałem do Central Station.
Z powodu nie posiadania klucza (i nie tylko) pojechałem odwiedzić jeszcze pracującą Malinkę, gdzie zaczekałem aż skończy.
Okazało się, że idziemy do PUBu na takie miłe spotkanko. Muzyka na żywo w stylu Rock i nawet była kolęda w takim ostrzejszym wykonaniu :) Do domu dotarliśmy dzięki jednemu z pracowników, który nas podrzucił do domu i nie był to pizzamaker tylko inny kelner! Ale miło. W sumie już nie mieliśmy siły więc poszliśmy spać! :)

Brak komentarzy: