środa, 6 stycznia 2010

Australian Red Cross vs Polski Czerwony Krzyż

Wczoraj odpoczynek, dziś trochę więcej się działo.
Z samego rana popłynąłem do swojej szkoły dowiedzieć się w jakich godzinach będę mieć zajęcia. Przy okazji sprawdziłem czy moja karta do druku i xero jeszcze działa i wydrukowałem sobie aktualną wersję mojego resume. CV oraz informacje o godzinach były mi to potrzebne na wszelki wypadek w agencji pracy do której się wybrałem w następnej kolejności.
Mój życiorys zawodowy się przydał, jednakże jestem ciekawy z jakim rezultatem, ponieważ dostałem informację, że jak coś się znajdzie to oddzwonią, czyli to może oznaczać to samo co wszędzie do tej pory. Na ten moment nie ma co myśleć o tym, trzeba po prostu czekać i pod koniec przyszłego tygodnia zadzwonić i się zapytać (czyt. przypomnieć o swoim istnieniu).
Następnie poszedłem do biura. Nie miałem tego w planach, ale jeszcze miałem godzinę do umówionego spotkania. W biurze wydrukowałem sobie jeszcze kilka aktualnych resume.
Następnie udałem się do Australian Red Cross na oddanie krwi. Muszę powiedzieć, że są spore różnice pomiędzy funkcjonowaniem tej instytucji w Australii i w Polsce. Może zacznę od początku, jak do tego spotkania doszło.
Pewnego dnia jechałem promem i zobaczyłem plakat Australijskiego Czerwonego Krzyża zachęcający do dowiedzenia się czegoś więcej na temat oddania krwi. Wystarczyło wysłać bezpłatnego SMS-a i mieli w krótkim czasie oddzwonić. Raz zadzwonili jak byłem na rozmowie o pracę w agencji rekrutacyjnej. Następnym razem zadzwonili jakiś tydzień później, kiedy pracowałem w fabryce w Canberze. Wtedy na spokojnie porozmawiałem i umówiłem się na dzisiejsze spotkanie. Na tydzień przed spotkaniem dzwonili ponownie, aby potwierdzić i jeszcze wysłali SMS-a przypominającego na dzień wcześniej. Więc jeśli chodzi do momentu spotkania różnice są diametralne, czułem się wyróżniony i doceniony. Niestety przed rejestracją tak jak w Polsce trzeba wypełnić całą papierologię związaną z chorobami, podróżami i innymi pytaniami dotyczącymi bardziej intymnych stref życia. Następnie zauważyłem kolejną różnicę, że przed pójściem na wywiad do lekarza tutaj nie pobierają i nie badają wstępnie krwi, ani nie zakładają dziwnej opaski na rękę z danymi osobowymi. U lekarza trzeba było jeszcze raz odpowiedzieć na pytania (większość ta sama co w kwestionariuszu). Szybki test na występowanie zarazków malarii i mogę przejść do kolejnego pomieszczenia, gdzie będą mogli już pobrać to co trzeba. Kolejna różnica jest taka, że tu już cały czas jest się pod opieką tego samego lekarza, który przeprowadzał wywiad.
Po oddaniu krwi zamiast 8 tabliczek czekolady, soczku i batonika tak jak w Polsce, dostaje się jedynie kanapkę lub hot-doga z koktajlem mlecznym lub małym kartonikiem soku. Jeśli chodzi o sprzęt jakim dysponują to wydaje mi się, że w Polsce, przynajmniej tam gdzie ja zazwyczaj chodziłem, jest więcej technologii wprowadzonej no i najważniejsze mają mniejsze igły :) To na tyle jeśli chodzi o Australian Red Cross vs Polski Czerwony Krzyż i oddawanie krwi.
Następnie poszedłem ponownie do szkoły spotkać się na chwilę ze znajomymi z lekcji angielskiego. Strasznie miła była ich reakcja jak mnie zobaczyli :) I tak miło się rozmawiało, że dopiero po dwóch godzinach pojechałem do domu.

Brak komentarzy: