piątek, 29 stycznia 2010

Wysypisko

Początek dnia o 6 rano. A po poprzestawianiu 5 razy budzika tak naprawdę o 6:30 :) W ogrodzie przyszedł czas na wywiezienie śmieci ogrodowych na wysypisko. Trzeba było zamontować przyczepę do samochodu, jeszcze trochę doładować roślin. Po drodze Garfield szukał innego miejsca aby pozbyć się odpadów ogrodowych, ale na szczęście w biały dzień wszędzie byli ludzie i postanowił pozbyć się śmieci jednak legalnie. Dotarliśmy więc na wysypisko. Tam przy wjeździe samochód z przyczepą został zważony. Garfield zostawił swoją kartę kredytową (zastanawiał się chyba 5 minut którą dać). Na wysypisku potworny smród i duchota, a Garfield jeszcze nie potrafił zaparkować samochodu z przyczepą, tak aby tył przyczepy znalazł się w miejscu gdzie trzeba zrzucić całą jej zawartość. Na szczęście pan który tam pracował zaoferował swoją pomoc, a Garfield na to: „Jak coś zepsujesz, to kupujesz mi nowy samochód!”. Na szczęście pracownik się tym nie zniechęcił i przeparkował tak, że zamiast 15 metrów był 1 i dzięki Bogu, ponieważ inaczej bym tam padł! Słowa dziękuję czy nawet "thanks" od Garfielda nie usłyszałem. Później inne osoby chciały pożyczyć od nas szczotkę (własność wysypiska), której nie używaliśmy i nie była nam potrzebna, a Garfield im nie pozwolił, nie wiem czemu. Dodam, że w jego ogrodzie już się znajdowała jedna szczotka własności wysypiska. W końcu udało się opróżnić przyczepę w ciągu około 25 minut. Przy zakładaniu klapki Garfield zauważył, że odpadł zawias. Oczywiście od razu z tekstem do mnie: "Patrz co zrobiłeś!"… Przy wyjeździe samochód został jeszcze raz zważony. Wyszło, że na wysypisku zostawiliśmy prawie 2 tony gałęzi, liści, ziemi, korzeni i kamieni. Cena prawie $300 i komentarz Garfielda: "Po raz pierwszy aż tyle zapłaciłem, chyba część muszę wliczyć w Twoje koszty". Nie do końca zrozumiałem o co chodzi, ale nawet już nie chciałem zrozumieć, więc ten tekst przemilczałem. Ze śmietniska Garfield zabrał jeszcze jedną szczotkę, po co - nie mam pojęcia...

W drodze powrotnej wstąpiliśmy do sklepu, tzn. ja zostałem na parkingu przy automacie z wodą i regenerowałem swoje siły, a on pojechał kupić jakieś niezbędne rzeczy. Mając pustą butelkę i chcąc poćwiczyć sztukę barmańską podrzucałem butelkę (była pusta i plastikowa i zachowywała się inaczej niż szklana i wypełniona jakimś lepszym płynem niż woda). Nieoczekiwania prawie udało mi się zarobić dodatkowe $5, tak się przechodniom spodobały moje sztuczki... Może to jest pomysł na pracę w Australii?!? :)

Jeszcze w czasie czekania zauważyłem promocję nie do odrzucenia! Oto ona:

Promocja nie do odrzucenia! Taniej o 1 cent!!!

Nowy wspaniały łańcuch do roweru za jedyne $9,98! Cena obniżona z $9,99! To jest super marketing! A do tego dodam, że tutaj już dawno temu zostały wycofane monety 1 i 2 centowe. Najmniejszy nominał to 5 centów, a jeśli w kasie wyjdzie cena niezaokrąglona do 5 centów to ją zaokrąglają. No, chyba że płaci się kartą, to bank rzeczywiście rozlicza wszystko co do centa :)
W końcu po około 20 minutach podrzucania butelki i podziwiania plakatu koleś wreszcie wrócił z koszykiem zakupów. Od razu się mnie zapytał czy wiem ile na to wszystko wydał... A skąd ja mam to wiedzieć, przecież kasą sklepową nie jestem i nawet tych niektórych rzeczy które kupił nie wiem jak się używa... Jedną z nich było urządzenie do spawania, razem z jakimś dodatkowym super hiper dziwnym hełmem na baterie słoneczne, czy jakoś tak... Wskazał na to wszystko palcem i powiedział, że samo to urządzenie go kosztowało $200 i że potrzebuje tego aby naprawić przyczepę to co ja ponoć urwałem... Pozostawmy to bez komentarza...

Urwany zawias w przyczepie

Ogólny stan przyczepy. Już prawie wygląda jak szwajcarski ser z dużymi dziurami.

Ogólny stan przyczepy... 

Po powrocie do ogrodu ja kontynuowałem swoją pracę, oczywiście nie odbyło się bez krytyki, że dziś jakoś wolno mi to idzie i że nie robię tego co mi każe, że nie poprawiłem tych cegieł, które mi wskazał dwa dni temu. Teraz po prostu inaczej świeciło słońce i siedział w innym miejscu i swoim bambusowym kijem pokazywał inne moje niedociągnięcia. Rzekł, że życie jest pełne kompromisów i niestety chyba będzie to musiało już tak źle pozostać. No pewnie, że będzie musiało, ponieważ wcześniej mi tego nie powiedział, że to jest źle, a resztę zaakceptował. Teraz to po ptokach, ponieważ wszystko zacementowane...

Oto jak wygląda dolny ceglasty chodnik:
Dolny ceglasty chodnik po zacementowaniu

Na koniec dnia Garfield jeszcze gdzieś musiał pojechać pozałatwiać jakieś ważne sprawy. Nie wnikam, ale jak wrócił, to przywiózł ze 40 sztuk kwiatków po $18,99 każdy. W sumie się cieszę, bo będę mieć co sadzić, a to jest lepsze od kopania dołów... Pod koniec dnia podkreślił, że muszę bardzo uważać na te roślinki, ponieważ kosztowały go $1000. Podkreślił cenę chyba trzykrotnie, a kiedy go poprosiłem o wypłatę za pracę, powiedział, że nie dzisiaj tylko w poniedziałek, a moja wypłata przecież jest dużo mniejsza... Ja już nic nie rozumiem...

Świeża dostawa roślinek

Poukładane i podlane z największą ostrożnością roślinki za $1000... 

Brak komentarzy: