wtorek, 10 listopada 2009

W stronę Manly!

Nowa nauczycielka przechodzi powoli samą siebie. Strasznie nudne są te zajęcia i mam na nich poczucie straty czasu... niestety.
Po szkole jak to po szkole albo roznoszenie ulotek (resume), albo roznoszenie ulotek (zaśmiecanie skrzynek ludziom z przyczynianiem się do niszczenia drzew oraz środowiska), albo wysyłanie ulotek (resume) przez internet. Wybrałem ostatnią opcję. Wysłałem kilka resume i doszedłem do wniosku, że więcej nie ma sensu i trzeba ruszyć w miasto, a że była już 8:45 to nic nie szkodzi, przynajmniej będę wiedział co jest otwarte na nocną pracę...
Pojechałem na rowerze, w rejony gdzie autobusem na obecnym bilecie bym nie dał rady ze względu na kolejną strefę, czyli na jedną z piękniejszych (podobno) plaż w Sydney, a mianowicie Manly. Nie miałem okazji zobaczyć jej w pełnej okazałości słonecznej, ale zwiedzanie nocne odpowiadało mi.
Manly oddalone jest od miejsca zamieszkania o jakieś 6-8 km, czyli wydawałoby się, że na rower odległość w sam raz. Słowo haczyk to jest 'wydawałoby się', ponieważ są tam tak strome zjazdy i podjazdy, że w połowie drogi tam, moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa :( W nagrodę za trud i zmęczenie mogłem podziwiać takie oto piękne widoki:


Wbrew oczekiwaniom, jak już zapewne drogi czytelniku się spodziewasz pracy nie znalazłem, chociaż wchodziłem wszędzie gdzie było coś otwarte! W momencie kiedy wybiła 22:50 i nie było już gdzie wchodzić pojechałem do domu. Tym razem górki mi dały jeszcze większy wycisk. Nie spodziewałem się, że mogę mieć tak słabą kondycję!
W domu byłem przed północą. Ledwo żywy położyłem się spać.

Brak komentarzy: