niedziela, 8 listopada 2009

Prawie jak listonosz

Niedziela,
godzina 6:15: Beeeep * beeeeep * beeeep...... po chwili cisza. Pierwszy budzik już za mną...
godzina 6:30: Beeeep * beeeeep * beeeep...... po chwili cisza. Drugi budzik już za mną...
godzina 6:45: Beeeep * beeeeep * beeeep...... Trzeci budzik już za mną... Kto w niedzielę nastawia budzik na tak nieludzką porę!!! O kurcze to ja!!!! Szybko wstaje i:
godzina 7:00: Beeeep * beeeeep * beeeep...... po chwili cisza. Ja już robię sobie śniadanie pakując się i obmyślając plan dojazdu do centrum jednocześnie. Plan następujący: wychodzę ASAP (as soon as possible  = jak najszybciej się da) wsiadam na rower i sprawdzam autobusy przy głównej ulicy. Jeśli jakiś szybko ma w planie podjechać to czekam, jeśli nie to pędzę na rowerze na 8:10 do centrum. Na moje szczęście podjechał autobus i byłem przed czasem.
Koleś od ulotek niepoukładany, w pomieszczeniu (chyba jego domu) bałagan niesamowity, strasznie rozwleka swoje czynności. Jakby miał wszystko wcześniej przygotowane lepiej by mu to wychodziło, no ale nie mi to oceniać. Dopiero o godzinie 9:10 byłem w terenie. W torbie miałem 3 rodzaje ulotek po 500 sztuk, czyli razem 1500. Ale to waży! I zaczęło się chodzenie od skrzynki do skrzynki, prawie jak listonosz, tylko ja zostawiałem śmieci i zapychałem ludziom skrzynki. Przynajmniej pozwiedzałem nową okolicę.
Około godziny 12 musiałem już wracać, ponieważ miałem zdążyć na 13 na Mosman, gdzie razem z Malinką wybieraliśmy się na imprezę do jej szefa. Prawie się wyrobiłem. Niestety to niedziela i komunikacja beznadziejna. Punkt 13 wyruszyłem promem. Po drodze plan się zmienił, że mam do nich dołączyć przy stacji kolejowej gdzieś na St. Leonards. A gdzie to jest??? Wiedziałem tylko, że gdzieś na północ od North Sydney. Wsiadając do kolejnego autobusu, podczas kasowania biletu zostałem zauważony przez.... Malinkę! No to już nie muszę szukać stacji tylko razem dojedziemy na miejsce :)
Spotkanie bardzo, bardzo przyjemne. Nie będę tu opisywać i dodawać zdjęć, ponieważ Malinka już wszystko zrobiła :) Powrót do domu też bardzo długi, ale na szczęście pociągi i autobusy w miarę dobrze podjeżdżały. Po drodze odebrałem rower i dojechałem do domu, gdzie nareszcie moje nogi mogły odpocząć po intensywnej niedzieli...

Brak komentarzy: