sobota, 7 listopada 2009

W tą i z powrotem, czyli problem komiwojażera

Na początek chciałbym przeprosić za opóźnienia, ale są one związane z popsutym zasilaczem do mojego laptopa i przez to nie mam jak pisać, a niestety na telefonie by było to po pierwsze nieprzyjemne po drugie powolne. Zdecydowałem się, że najwyżej będą małe opóźnienia...

Na początek dnia doświadczyliśmy zmodyfikowanej wersji problemu komiwojażera, otóż mieliśmy:

  • sporo bagażu do przewiezienia z miejsca A do punktu B
    • dwie spore walizki
    • dwa laptopy (w tym jeden zepsuty)
    • dwa rowery, jeden z popsutą kierownicą (jeden kask i jedno tylne światełko)
    • dwie torby materiałowe z żywnością
    • dokumenty, materiały ze szkoły i inne papiery (wbrew pozorom uzbierało się już tego trochę) 
    • kosmetyki, chusteczki, waciki ($300 hihi) i inne takie lekkie ale zajmujące miejsce rzeczy
    • niezliczoną ilość drobiazgów poukrywanych w różnych szufladach, szafkach i gdzieś na wierzchu
  • ograniczoną liczbę godzin na wykonanie zadania
  • odległość na 
    • 2h spaceru, albo 
    • 1h roweru, albo 
    • od 1h - 2,5h komunikacją miejską
    • 15 min taksówkę 
    • 1 min teleportem (albo i mniej)
Odległość do pokonania pieszo ale bez walizek i dodatkowych kilogramów. Wielbłądami nie jesteśmy i też wielbłądy tu nie żyją, więc na pieszo odpada. Rowery... będzie trzeba raz po nie przyjechać i wrócić na nich, ale to już jak się uporamy ze wszystkimi bagażami. Taksówka odpada z racji braku funduszy, a teleportu jeszcze nie wymyślili, więc zostaje komunikacja miejska. Teraz pytanie ile razy będziemy musieli pojechać i wrócić i jak bardzo załadowani i ile czasu nam to zajmie?

Na początku bez pośpiechu powoli się pakowaliśmy, jednak jak już wybiła 12:30 to się zaczęliśmy niepokoić i szybko sprawdziliśmy rozkład autobusów. Kolejny za 4 minuty!!!
-Szybko, łapię laptopa, dużą walizkę i torby z jedzeniem i jadę!
-Nie zdążysz!
-Następny autobus dopiero o 13:30, a mieliśmy odebrać klucze około 13! Damy radę!

I szybko buty na nogi, plecak z laptopem na plecy, dwie torby z żywnością do jednej ręki i walizka z dodatkowymi kilogramami do drugiej. Bieg na złamanie karku po schodach, potem po ulicy do przystanku, ale się udało, zdążyłem! Przesiadka w North Sydney poszła nawet sprawnie, tylko 20 min czekania (jak na sobotę to jest dobry czas). Dojechałem prawie pod sam dom. To prawie robi WIELKĄ różnicę, ponieważ trzeba było jeszcze się wdrapać na szczyt wzgórza na którym jest nasz domek. W tym czasie dostałem informację, że nie muszę się śpieszyć, ponieważ klucze (=lokatorzy z którymi byliśmy umówieni) dopiero teraz czekają w centrum na prom aby przypłynąć na Mosman. A ja już praktycznie pod drzwiami... Na szczęście miałem w zanadrzu telefon z kolejnym odcinkiem "Friends" i czas zleciał chyba najprzyjemniej...
W nowym domciu poszło w miarę sprawie, ponieważ wypakowałem dużą czerwoną walizkę, zostawiłem resztę rzeczy i pojechałem po kolejną porcję. I tu niestety mniej szczęścia, ponieważ autobus zdążył mi uciec. Na North Sydney też musiałem trochę czekać, więc jak już wróciłem, po pierwszym okrążeniu zrobiła się godzina 16:30!
Kolejny autobus odjeżdża o 17:03, więc szybkie dopakowanie, przekąszenie pizzy, która jako jedyna do jedzenia została i w drogę. Dowiedziałem się jeszcze od już byłej współlokatorki, że jeśli chcę to mogę jutro razem z nią roznosić ulotki aby zarobić parę centów. Tak zdesperowany zgodziłem się.


Autobusy podjechały o czasie, więc nawet dużo czasu nam nie zajęło przemieszczenie się do nowej lokalizacji. Zostały do zabrania jeszcze tylko rowery!
Gdy wychodziliśmy z nowego mieszkanka, było już można zauważyć, że słonko chyli się bardziej ku Polsce, w Australii swoją pracę już wykonało. Nie była to dla nas dobra wiadomość ze względu na brak odpowiedniego oświetlenia oraz funkcjonowania kierownicy jednego z rowerów. Postanowiliśmy wcześniej jeszcze podjechać do sklepu aby zaopatrzyć się w potrzebne przyrządy zwiększające bezpieczeństwo. Nadrobiliśmy dodatkowe 5 km, straciliśmy 1,5h i dowiedzieliśmy się, że sklep czynny w sobotę tylko do 19, a była już 20:50 i ciemno! Postanowiliśmy jednak, że rowery odbierzemy mimo wszystko żeby już tam nie wracać. Jechało się ciężko, tak że na ostatnim odcinku wstąpiliśmy do sklepu po sok, aby dowodnić nasze organizmy. W domciu sprzątanie, układanie, oraz znajdowanie nowego miejsca dla wszystkich tobołów, które przywieźliśmy do 3 nad ranem. Jutro pobudka o 6:30, ale nie to mnie martwi. Gorzej z dojazdem do centrum w niedzielę. Pierwszy prom rusza dopiero o 9:35, a ja mam tam być o 8:10! Czeka mnie albo jazda na rowerze, albo... Dobry plan - to podstawa!

Brak komentarzy: